27.12.2014

7. Gorączkowy wieczór Annie.

        Annie nerwowo zerkała na Nialla, zdecydowanie za mocno pukającego w drzwi rodzinnego domu. Wcale nie miała ochoty tam być, wiedziała, że niewątpliwie rodzeństwo się pokłóci i nie chciała w tym uczestniczyć, lecz jednocześnie miała świadomość, że gdyby została w aucie, zjadłaby pewnie wszystkie paznokcie, zastanawiając się czy w środku nie zaczęli rzucać w siebie nożami.
        Martha odłożyła na stolik czytaną książkę i zeszła z niewielkiego piętra, na którym znajdował się jedynie jej pokój i łazienka. Zaczęła zastanawiać się kto mógł ją odwiedzić. Wykluczyła mamę, która zaledwie kilka minut temu wyszła na zakupy, Annie i Niall pojechali do lekarza, więc również odpadali. Mimowolnie pomyślała o Liamie i kąciki jej ust uniosły się do góry. Uśmiech zgasł jednak tak szybko, jak się pojawił, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła przed sobą brata, który wpatrywał się w nią oskarżycielskim wzrokiem i stojącą obok szatynkę, która miała wyraźną ochotę stamtąd uciec.
- Hej - rzuciła niepewnie, patrząc to na Nialla, to na Annie.
- Musimy pogadać - odparł blondyn, nie siląc się nawet na powitanie.
- On mnie przeraża, gdy mówi takim poważnym tonem - zwróciła się do Annie, wpuszczając gości do środka. Zaśmiała się będąc pewna, że za chwilę dołączy do niej szwagierka,  ale otrzymała w odpowiedzi jedynie niepewny uśmiech, który tylko wzbudził jej podejrzenia.
- Martha, bynajmniej nie jestem w nastroju do żartów - powiedział ostrym tonem.
- Coś się stało? - zapytała po dłuższej chwili szukania w głowie powodu, przez który brat mógł być na nią aż tak wściekły.
- Ty mi powiedz.
- Ehm.. - Zmarszczyła brwi, lustrując Annie i Nialla z konsternacją. - Nic z tego nie rozumiem, ale może wejdziecie dalej, co? Zrobić kawy? - zaproponowała, dusząc w sobie złość, którą zaczynała odczuwać.
- Nie, dzięki.
- Zaczynacie mnie niepokoić. Annie, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - zwróciła się do szatynki, wiedząc, że rozmowa z nią byłaby zdecydowanie łatwiejsza.
       Dziewczyna otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Niall ją uprzedził.
- Możesz mi powiedzieć co się stało z twoim pierścionkiem?
      Serce Marthy zabiło pięć razy szybciej niż zwykle na dźwięk tych słów. Czuła na sobie twarde spojrzenie brata i bynajmniej nie było jej z tym komfortowo. Napotkała zatroskane oczy Annie, kiedy nabierała do płuc powietrza, grając na czas.
- Co masz na myśli? - zapytała, kierując się do salonu. Z ulgą schowała twarz za zasłoną włosów, czując jak zaczynają ją palić policzki.
       Blondyn ruszył za nią, a Annie po chwili wahania również za nimi podążyła.
- To, że Ivo gdzieś się zapodział, a Ty zachowujesz się przy Liamie jak piętnastolatka. Czemu nie powiedziałaś mu, że jesteś zaręczona? To jakiś wstyd? W dodatku Annie wyjęła z naszego albumu wszystkie zdjęcia, na których był choć kawałek ubrania Ivo, tak, Annie zauważyłem - dodał, kiedy napotkał zaskoczone spojrzenie żony. - Aż tak głupi nie jestem. Martha, co ty, do cholery, wyprawiasz? - zapytał, przeszywając blondynkę spojrzeniem.
- Ivo wyjechał w delegacji z pracy, miałam go siłą zatrzymać, by poznał naszego przyjaciela z dzieciństwa?
- Czemu nie nosisz pierścionka? - zapytał rzeczowo, dodatkowo denerwując się z powodu Marthy, której odpowiedzi bynajmniej go nie zadowalały.
- Po prostu... - Próbowała schować dłoń w kieszeni sportowej bluzy, jakby to miało jej jakoś pomóc, jednocześnie wyszukując w głowie jakiejś wiarygodnej wymówki. W jej oczach zaczęły gromadzić się łzy i z trudem wznosiła oczy do sufitu, byle się nie rozpłakać. - Powiem mu, dobrze? Powiem.
- Kiedy? Bo znając ciebie zrobisz to pięć minut przed ślubem. Martha, czemu to ukrywasz? Czemu nie powiedziałaś mu od razu? - Pochylił się nad siostrą, która nerwowo przełknęła ślinę.
       Annie, widząc co się dzieje, pociągnęła za rękaw Nialla, spojrzeniem wysyłając niemą prośbę, by się uspokoił. Sama też nie rozumiała zachowania Marthy, ale uważała, że mogli to załatwić spokojniej. Wiedziała, że krzyk na nic się nie zda, wręcz przeciwnie. Martha, przyparta do muru ukryje swoje emocje jeszcze głębiej, jak tajemnicę, w której obronie była zdolna oddać życie
- Nie chciałam tego robić tak.. tak od razu - zaczęła nerwowo się tłumaczyć, unikając jego wzroku. - Minęło sześć lat, już wystarczająco zabolało go to, ile ominęło go ważnego w waszych życiach! Nie chciałam mu dokładać.
- Marthy, on cię kochał, a wiem jak nikt, że młodzieńcza miłość wcale nie jest tak słaba, jak wszyscy uważają. Przecież on jest przekonany, że jesteś wolna, kto wie w jaki sposób o tobie myśli, a ty nie mówiąc mu o swoich zaręczynach i krzycząc przez sen, żeby z tobą został, tylko prowokujesz jego dawne uczucia. Chcesz mu potem złamać serce?
- Krzycząc co? - zapytała z oburzeniem. Z całej jego wypowiedzi dotarło do niej tylko to jedno zdanie. Chciała się tego wyprzeć, bo przecież nic takiego nie miało miejsca, a przynajmniej nie zdawała sobie z tego sprawy.
      Niall nabrał w płuca powietrza, zirytowany jeszcze bardziej tym, że unikała jego pytań i próbowała zepchnąć rozmowę na inne tory. Zanim jednak zdążył się odezwać, usłyszał spokojny głos żony.
- Zasnęłaś u nas, Marthy i przez sen prosiłaś Liama, by nie wyjeżdżał.
- Ale on tego nie słyszał, prawda? - zapytała z przerażeniem, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogło być inaczej.
- Słyszał - odpowiedzieli oboje, choć delikatny głos Annie był ledwie słyszalny przy oskarżycielskim tonie jej męża.
- O Boże... - Patrzyła na nich z wybałuszonymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Przeklinała w myślach swoją głupią skłonność do gadania przez sen, zastanawiając się, jak mu się teraz pokaże na oczy. - Jak mogliście pozwolić mi tam zasnąć? I jeszcze pozwolić mu na słuchanie tego wszystkiego?! Dobrze wiesz, że gadam przez sen różne rzeczy! - naskoczyła  na Nialla
- Nie pozwolił mi ciebie obudzić! - odparł chłopak z oburzeniem.
- Bo chciał być miły! - stwierdziła, powstrzymując uśmiech, jaki pchał się na jej usta na tę myśl. - Nie, nie wierzę.
- Annie, trzymaj mnie, bo zaraz rozwalę głową ścianę - zwrócił się do żony.
- Proszę bardzo, tylko to ty będziesz później tłumaczył mamie dziurę w salonie! - krzyknęła - Wiesz co? Mam serdecznie dość tej rozmowy. I gratulacje, braciszku, za bycie perfekcyjnym mężem, który nie naraża ciężarnej żony na żaden stres - wyszła z salonu i szybko ruszyła w stronę schodów, lecz Niall wcale nie zamierzał pozwolić jej uciec i złapał ją za nadgarstek.
        Jej słowa sprawiły, że całkowicie stracił nad sobą panowanie. Zawsze irytowała go jej zamknięta postawa i zazwyczaj musiało dojść między nimi do kłótni, by wreszcie puściły jej nerwy i powiedziała coś, czego normalnie nie powiedziałaby nigdy. Nawet jeżeli nie powinien, obwiniał ją o ich ostrą wymianę zdań i uważał, że jeżeli ktoś jest odpowiedzialny za stres Annie, to właśnie Martha. Poza tym nie rozumiał, jak ktoś, kto nie przyznaje się do własnego narzeczonego, może krytykować jego jako męża.
- Będziesz tak całe życie uciekała od problemów? Ile masz lat, dziesięć? Wiesz co? Nie mieści mi się to w głowie! Za cztery miesiące bierzesz ślub, a zachowujesz się jakby to była kara boska, tylko dlatego, że wrócił Liam! Ty w ogóle kochasz Iva czy zrobiłaś sobie z niego lekarstwo na złamane serce? A może po prostu nie wierzyłaś, że znajdziesz sobie drugiego Liama i pomyślałaś, że od biedy i Ivo będzie dobry?
        Annie zakryła dłońmi twarz, wiedząc, że Niall powiedział zdecydowanie kilka słów za dużo i zaraz rozpęta się piekło. Wyczuwała to już w ciszy, która między nimi zapadła. Nawet nie potrafiła spojrzeć na blondynkę, lecz mimo to, mózg nie pozwolił uniknąć jej tego widoku, w wyobraźni Annie dokładnie odtwarzając obraz Marthy z niedowierzaniem w zapłakanych, zielonych oczach wpatrujących się w Nialla.
- Kompletnie nic o mnie nie wiesz - wycedziła z trudem przez zęby, pozwalając już, by słone łzy swobodnie spływały po jej policzkach. - Nie wiesz kompletnie nic o mnie i Ivie, nie wiesz kompletnie nic o tym, co mnie łączy z Liamem. Więc zajmij się, do cholery, własnym, idealnym życiem, i daj mi święty spokój!  - wyrywała się z impetem i uciekła na górę, gdzie trzasnęła za sobą drzwiami pokoju.
       Blondyn stał, wpatrując się w drzwi, po czym niepewnie postawił na pierwszym stopniu stopę, zamierzając iść do siostry. Nie wiedział, co miał jej powiedzieć, ale z pewnością nie chciał zostawiać tej sprawy z takim zakończeniem. Kiedy jednak zrobił krok, niemal natychmiast pojawiła się przy nim spanikowana żona.
- Niall, proszę cię, wystarczy na dziś! - zawoła z łzami w oczach, bojąc się, że jej nie posłucha. Nawet nie chodziło o to, że Martha nie wytrzymałaby ich dalszej kłótni, a o to, że sama nie zniosłaby ich krzyków.
- Annie, nie chciałem źle... - wytłumaczył szybko, spuszczając pełen poczucia winy wzrok. Nie mógł patrzeć na stojącą przed nim szatynkę, która nieudolnie próbowała zatamować słony potok wypływający z jej oczu. Dopiero teraz, kiedy doprowadził do płaczu dwie z trzech najważniejszych w jego życiu kobiet, dotarło do niego, że ostro przesadził i nawet fakt, że Annie już od jakiegoś czasu reagowała na wiele rzeczy płaczem, nie łagodził złości, którą poczuł wobec samego siebie.
- Wiem, kochanie, ale zostaw ją, przynajmniej na razie - odparła i z ulgą westchnęła widząc, że wcale nie ma zamiaru się z nią sprzeczać.
       Kiedy zagryzając wargę kiwnął głową, minęła go na schodach i sama weszła na górę. Gdy tylko otworzyła drzwi pokoju Marthy, zobaczyła ją leżącą na łóżku, tłumiącą szloch w przyciśniętych do twarzy poduszkach.
- Wyjdź stąd, Niall! - zawołała najzimniejszym tonem, na jaki zdołała się zdobyć.
- To ja - odparła cicho Annie.
       Blondynka przelotnie na nią spojrzała, po czym ponownie położyła głowę na pościeli i głośno się rozpłakała. Annie nie musiała o nic pytać, ostatnie zdanie Marthy dosadnie wyraziło wszystkie jej uczucia i szatynka absolutnie nie była nimi zaskoczona. Z Niallem miała wspaniałe życie. Pomijając jego wyjazd na studia, na drodze ich związku nigdy nie stanęła żadna większa przeszkoda. Martha natomiast spędziła lata na próbach wymazania z pamięci dawnej miłości, a kiedy patrzyła na rozwijający się związek jej brata, oczami wyobraźni widziała obok Liama i siebie. Niall szczęśliwie się zakochał i nikt nie rzucał mu kłód pod nogi, nie potrafił nawet w jednej setnej wyobrazić sobie jak czuła się Martha. Denerwowało ją, że tak ingerował w jej życie, że dla niego wszystko było takie proste i uważał, że to on jest tym mądrym, starszym bratem, kiedy ona była głupią, małą, niedojrzałą dziewczynką, nie mogącą skupić uwagi na narzeczonym. Najbardziej jednak, zabolało ją to, że twierdził, że wykorzystała Ivo. Jakby przez Liama kompletnie wyrzuciła go ze swojej głowy, podczas, gdy pół dnia spędziła na próbach dodzwonienia się do mężczyzny. Nie mogła znieść niesprawiedliwości losu, a Niall ze swoim podejściem wcale jej tego nie ułatwiał.
        Annie niepewnie podeszła do łóżka i położyła się obok dziewczyny mocno ją obejmując, bo to było jedynym, co mogła zrobić. Nawet jeżeli uważała, że powinna oczyścić w oczach Marthy swojego męża, nawet nie tyle dla niego, co dla samej Marthy, nawet jeśli chciała powiedzieć, że Niall po prostu się martwi, nie miała sumienia wypowiedzieć słowa, tym samym robiąc jej w głowie jeszcze większy mętlik. Pozwoliła jej po prostu płakać, mimo, że łamało jej się przy tym serce... Chciała pokazać, że mimo wszystko ma kogoś, kto ją rozumie, choć obie wiedziały, że jedyną osobą, która była w stanie w pełni zrozumieć odczucia Marthy, była ona sama. Choć to też nie było oczywiste.

       Szatynka w duchu dziękowała Niallowi, który wyjechał z domu godzinę przed umówioną u ginekologa wizytą, dając jej tym samym ogromny zapas czasu między spotkaniem z Marthy, a badaniami. Dzięki temu zdążyła wymknąć się do łazienki, zabierając ze sobą telefon blondyna. Przekonała go, że będzie się lepiej czuła, jeśli zadzwoni do jego siostry  i upewni się, że czuje się choć trochę lepiej. Miała jednak nieco inne plany, domyślała się, że dziewczyna zapewne dalej moczy łzami poduszkę i nawet nie spojrzy na wyświetlacz, kiedy rozdzwoni się jej komórka, dlatego wybrała swój własny numer, modląc się, by Liam odebrał.
- Niall? Annie zostawiła komórkę w domu... - zaczął, nadal nie będąc pewnym czy w ogóle powinien dotykać telefonu.
- Liam, to ja - odparła krótko. Chłopak nie odpowiedział, kompletnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji, dlatego milczał, pozwalając jej kontynuować. - Słuchaj, byliśmy u Marthy i... Niall się z nią dość ostro pokłócił. Mógłbyś do niej pojechać? Chyba nie najlepiej się czuje. Jestem u lekarza, więc sama nie mogę z nią teraz być... poza tym chyba jest na mnie trochę zła, bo... - "nie powstrzymałam Nialla" zamierzała dopowiedzieć, ale Liam jej przerwał, od razu kierując się na korytarz i zakładając buty.
- Jak to? O co? - zapytał z niepokojem, szukając wzrokiem kompletu kluczy, który na czas jego zamieszkiwania u Horanów, należał do niego. Zdjął je z haczyka i mocno ścisnął w dłoni.
- Liam.... - Westchnęła. - Wybacz, ale ja sama tego do końca nie rozumiem i nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu do niej pojedź, okay? Nie powinna być teraz sama.
- Okay, nie wiesz gdzie położyłem kluczyki od samochodu? - zapytał, kiedy po usilnym wspominaniu wczorajszego dnia, nadal nie mógł sobie przypomnieć, gdzie zostawił przedmiot. Jego tętno zdecydowanie przyspieszyło po ostatnim zdaniu Annie, ale już nie zamierzał jej o nic pytać, a po prostu skupić się na jak najszybszym wyjściu z domu.
- Na stole w kuchni, odwiesiłam je obok kluczy od domu - odparła. - Liam, tylko nie mów o tym Niallowi, okay? Będzie cię wypytywał, co na niego gadała i albo mu wszystko powiesz, albo strzeli na ciebie focha - dodała, wymyślając na poczekaniu wymówkę. Już wczoraj zauważyła, że jej małżonek usilnie próbuje ograniczyć kontakty Marthy i Liama. Nawet zadzwonił wczorajszego wieczora do siostry, przypominając jej, że nie będzie ich w domu, dlatego też "nie ma co przychodzić na ploty", choć przecież w domu ciągle przebywał Liam, więc spokojnie mogła z nim poczekać na Annie.
- Okay, powiem mu, że musiałem jechać dogadać się w sprawie remontu.
- Dobra to jedź - odparła. Jeszcze chwilę trzymała telefon przy uchu, lecz odpowiedział jej jedynie sygnał zakończonego połączenia. Szybko zlikwidowała ślady kłamstwa w spisie połączeń i wyszła z pomieszczenia, zastanawiając czy dobrze postąpiła. Mimo wszelkich wątpliwości, czuła się jednak spokojniej.

      Liam po rozmowie z Annie, wepchnął jej komórkę do kieszeni, przy czym kompletnie nie zorientował się, że kształt przedmiotu wydaje się dziwnie obcy. Chwycił klucze i wypadł z domu jak poparzony, szybko zamykając za sobą drzwi. Biegiem ruszył do auta, a kiedy się w nim znalazł, nie zapinając nawet pasów, wycofał samochód i wyjechał na ulicę z piskiem opon.
      Tylko fakt, że Martha mieszkała blisko, powstrzymał blondyna od ciągłego napierania stopą na pedał gazu. W drodze próbował nieco opanować nerwy, jednak na nic się to nie zdało. Kiedy tylko znalazł się na podwórku dziewczyny, wyskoczył z samochodu nie siląc się na jego zamknięcie i szybkim krokiem podszedł do schodów, prawie się na nich przewracając. Mocno zapukał w drzwi i z całą cierpliwością, jaką udało mu się z niego wykrzesać, liczył do dziesięciu, mając nadzieję, że nieco go to uspokoi.

       Leżąca na dolnej części piętrowego łóżka, która niegdyś należała do jej brata, Martha nie miała najmniejszego zamiaru schodzić na dół i wpuścić do środka stojącego przed jej domem osobnika. Była święcie przekonana, że to Niall lub Annie, a tej dwójki, miała na dzisiaj zdecydowanie dosyć.
       Przerażenie w sercu Liama narastało z każdą chwilą. W życiu nie pomyślałby, że Martha byłaby w stanie coś sobie zrobić, a już na pewno nie doprowadziłby jej do tego Niall. Wbrew pozorom, była silną dziewczyną, ale nie zmieniało to faktu, że przed oczami miał najczarniejsze wizje, stojąc na werandzie Horanów. Pomyślał, że może Marthy gdzieś wyszła, a telefon od Annie był tylko głupim żartem, ale szybko tę opcję wykluczył. Szatynka nie potrafiła kłamać, a gdyby miała skłamać, by wywinąć mu jakiś numer, z pewnością ich rozmowa skończyłaby się jej głośnym śmiechem. Nie mogąc dłużej wytrzymać niepewności i nie bacząc na to, że może zrobić z siebie totalnego idiotę, Liam popchnął klamkę, a kiedy okazało się, że dom był otwarty, zaczął bać się jeszcze bardziej. Skoro ktoś był w domu, czemu mu nie otworzył? Pobieżnie przejrzał wszystkie pomieszczenia na parterze, lecz nikogo w nich nie zastał. Szybko wbiegł więc po schodach na górę, po czym nakierowany głośnym szlochem blondynki, wszedł do należącego do niej pokoju, za dawnych lat tak często przez niego odwiedzanego. Dziewczyna niechętnie uniosła z poduszki głowę, by sprawdzić kto wszedł do pomieszczenia. Widząc blondyna, z jednej strony się ucieszyła, jak zawsze na jego widok, lecz z drugiej nie chciała, by widział ją w takim stanie i pytał o powód jej załamania.
- Liam? - powiedziała słabym głosem Martha, próbując przybrać spokojny ton.
- Rany, Marthy, Annie mówiła mi, że nie powinnaś być sama, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle.
        Słysząc jego słowa, ponownie ukryła głowę w poduszkach, znów wybuchając głośnym szlochem, który nieudolnie próbowała stłumić. Zaraz poczuła na ramionach dłonie blondyna, próbującego unieść ją do pozycji siedzącej. Bynajmniej nie zamierzał patrzeć jak moczy łzami pościel. Mimo, że blondynka ważyła niewiele, musiał się mocno wysilić, by ją podnieść. Zapierała  się z całych sił, nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Chłopak wreszcie dopiął swego celu, ale Martha zaczęła się wyrywać, mając dość całego świata i pragnąc jedynie świętego spokoju.
- Uważaj, bo mi się wyrwiesz. Chodzę na siłownię, kochana, poza tym jestem mężczyzną - mówił tonem, jak gdyby jej płacz nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Tracąc cierpliwość do jej nędznych wysiłków wydostania się z jego ramion, użył większej siły i mocno ją ścisnął, nie dając jej możliwości najmniejszego ruchu. - Po pierwsze, zdejmij okulary, bo zaraz je utopisz - poradził, lecz zamiast czekać na nią, sam zdjął z jej nosa okulary. - A teraz powiedz mi, co ten mój głupawy przyjaciel ci powiedział, albo się wypłacz, skoro już naprawdę musisz.
       Dziewczyna przez chwilę patrzyła w brązowe tęczówki, od których biła jakaś magia, która natychmiast by ją uspokoiła, gdyby nie fakt, że to właśnie on był powodem całego zamieszania. Korzystając ze swobody, jakiej udzielił jej blondyn - nie ściskał jej już aż tak mocno - przerzuciła ciężar ciała na lewy bok, czekając, aż w końcu upadnie z powrotem na materac.
- Liam, proszę cię, po prostu mnie zostaw - wychlipała, kiedy Liam ponownie ją chwytając, udaremnił jej plany, na które składało się samotne płakanie.
- Wczoraj mówiłaś coś innego. - Udał obrażonego jej słowami, licząc na to, że tym jakoś poprawi jej humor, lecz jego starania poszły na marne. Niall rzeczywiście musiał jej mocno dopiec. - No chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że teraz sobie spokojnie pójdę do domu - dodał, przyciągając ją do swojej piersi. Położył brodę na jej głowie, uprzednio całując przelotnie jej czoło. Pomyślał sobie, że może jego uścisk jakoś załagodzi jej ból, kiedyś w końcu to działało.
- Nie chcę o tym mówić - odparła bezsilnie, pozwalając by po prostu ją ściskał,  i tak nie miała szans się wyrwać. Bała się jednak, że Liam będzie nalegał, by powiedziała mu co jest powodem jej rozpaczy. Nie miała sił na wymyślenie jakiegokolwiek kłamstwa, a wypowiedzenie prawdy kompletnie nie wchodziło w grę.
- Marthy, nie zamierzam stosować żadnych tortur, żebyś mi powiedziała. Jeśli nie chcesz, nie mów. - Ze spokojem gładził jej włosy i delikatnie ją kołysał. W jego klatce piersiowej rozeszła się jakaś ciepła fala, kiedy poczuł, jak Martha zaciska dłonie na jego białej koszulce i mocniej się w niego wtula, a jej płacz wezbrał na sile. Miał jednak nadzieję, że zwiększająca się prędkość wypływającego z jej oczu słonego potoku łez, sprawi, że opuszczą jej ciało szybciej i dziewczyna szybciej się uspokoi.
- Jestem cholerną egoistką - wychlipała, uświadamiając sobie, że płacze w ramię mężczyzny, którego być może rani. Ale przecież nie robiła tego umyślnie! Jej intencje były wręcz przeciwne. Lecz czy na pewno? Może podświadomie nie chciała mówić Liamowi o zaręczynach, by sprawdzić czy jest nią nadal zainteresowany? Tylko czemu jej na tym zależało? Przecież miała narzeczonego, którego kochała.
      Szybko wyparła te myśli ze swojej głowy. To niemożliwe, żeby Liam czuł do niej coś nadal po tylu latach nie rozmawiania! Ale skoro tak było, czemu w ogóle wrócił? Czemu przez cały swój pobyt w Stanach nie znalazł sobie kobiety? Pomijając fakt, że był wspaniałym człowiekiem, był przecież przystojnym mężczyzną i z pewnością w tej ocenie nie była zaślepiona, Annie również tak uważała. Co prawda nie mówiła o tym z takim przekonaniem, jak blondynka, ale twierdziła, że jest całkiem atrakcyjny, zatem z pewnością niejedna kobieta próbowała się wokół niego zakręcić. Poza tym kwiaty, które jej przyniósł... Annie z pewnością takich nie dostała... z pewnością też nie spędzał z Annie tyle czasu, co z nią i nie przytulał jej tak, jak w tej chwili ściskał ją.
- Już wszystko rozumiem - odparł zupełnie poważnym tonem, wpatrując się w okno. Tętno Marthy przyspieszyło, kiedy podniosła na niego swój wzrok i po chwili ich oczy się spotkały. - Niall będąc u tego ginekologa musiał minąć kogoś z grypą. Złapał ją i oddał tobie, tak? A teraz masz gorączkę i pleciesz głupoty - wyjaśnił.
- Nie rozumiesz, Liam. Czasem mnie dopada takie paskudne uczucie zazdrości, bo... Niallowi i Annie wszystko tak doskonale się ułożyło, a ja kompletnie nie umiem poradzić sobie z życiem. - Pociągnęła nosem, nieco się uspakajając. Zdobyła się na trochę szczerości, by wyrzucić z siebie choć odrobinę bólu.
- Chrzanisz, Marthy. Jestem przekonany, że zazdrości im co najmniej pół miasta, a twoja zazdrość jest taką dobrą zazdrością.
- Pieprzysz.
- Nie wiem, co ty tam czujesz, ale to nie ja. Ja cię tylko przytulam.
       Dziewczyna szybko przegrała walkę z samą sobą i wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Miałam na myśli, że gadasz głupoty. Skąd to możesz wiedzieć? - zapytała z przekorem.
- Bo wiesz... tego dnia, a właściwie już nocy, kiedy wróciłem, Niall dużo mi opowiadał o swoich przeżyciach z Annie i wspomniał też o tym, jak poszedł na studia i rozstali się na pół roku. I wtedy taka jedna zazdrośnica, która mogła się w nic nie wtrącać i pozwolić przyjaciółce, by cierpiała, bo przecież mogłyby wtedy płakać razem nad swoimi złamanymi sercami, zaprosiła ją do domu, pojechała z rodzicami na zakupy i zostawiła ze swoim bratem, przez co po trwającej piętnaście sekund rozmowie rzucili się w sobie w ramiona. Cholera, rzeczywiście, jak ja mogłem się kochać w takiej egoistce?
      Martha mimowolnie się uśmiechnęła na wspomnienie tego wydarzenia, a jej policzki lekko się zaczerwieniły po pytaniu blondyna.
- To takie dziwne. Nie było cię tyle lat i przez jakiś czas wydawałeś mi się odległą historią, a teraz, kiedy wróciłeś, czuję się jakbyśmy nigdy nie stracili ze sobą kontaktu - wyznała zupełnie szczerze, nawet nie wiedząc czemu to mówi. Obecność Liama działała na nią w jakiś niezwykły sposób, przez co miała ochotę powiedzieć mu o wszystkich utrapieniach, jakie kiedykolwiek przeżywała. Z nim wszystko wydawało się takie proste...
- Nic się nie zmieniliśmy - skwitował, uśmiechając się. Cieszył się, jak idiota po usłyszeniu jej słów.
- Tak myślisz?
- Tak... To znaczy ty i ja. Niall i Annie to poważna rodzinka.
- Serio, myślisz, że tak spoważnieli? - zapytała, uważnie mu się przyglądając.
      Odwrócił wzrok od Marthy, by móc się skupić i zamyślił się na chwilę.
- Wiesz, co? Nie wiem. Po prostu są małżeństwem, Annie jest w ciąży, więc wiesz... musieli się tentegować - zaczął, czerwieniąc się - czuję się przy nich jak dziecko, mają za sobą pełno doświadczeń, których ja nie przeżyłem...
     Marthy ponownie wybuchnęła śmiechem.
- Brzmi, jakbyś cierpiał z powodu bycia prawiczkiem.
- Nie o to mi chodziło! Ślub, wspólne mieszkanie... - zaczął natychmiast się bronić, lecz dziewczyna nadal zanosiła się głośnym śmiechem. - Widzę, że poprawił ci się humor - dodał lekko zirytowanym tonem.
      Blondynce natychmiast zrzedła mina, na co Liam zaczął panikować. Nie chciał by znów zaczęła płakać.
- Dobrze! Nabijaj się ze mnie ile zechcesz, tylko już nie płacz, proszę! - zawołał szybko.
     Marthy ponownie zaczęła się śmiać, gdyż powrót jej smutku był najzwyczajniej w świecie udawany, aczkolwiek uważała, że troska Liama była przeurocza.
- Podła istota - skwitował jedynie Liam, uśmiechając się. Sam nie wiedział jak do tego doszło, ale wyglądało na to, że jakimś sposobem udało mu się wyciągnąć ją z dołka, ba! Miał wrażenie, że podrzucił ją w niebiosa i był z tego powodu bardzo z siebie zadowolony. Jeżeli jego smutek miał sprawiać, że była szczęśliwa, chętnie pozwoliłby jej śmiać się z niego do woli... tyle, że było to mimo wszystko niemożliwe. Choćby rzuciła w niego nie wiadomo jak podłą obelgą, nie mógł się smucić, kiedy widział jej uśmiech.

- Podasz mi kubki? - zapytała Martha, sięgając po pudełko z herbatą malinową. - Są w tej szafce - dodała, wskazując na przestrzeń nad zlewem.
      Liam lekko kiwnął głową i wyciągnął dwa pierwsze z brzegu naczynia. Coś jednak przykuło jego uwagę. Sięgnął w głąb szafki i wyciągnął z niego białykubek z wizerunkiem Kubusia Puchatka, który szybko rozpoznał. Za dawnych lat spędzał u Horanów większość czasu, często tu jadał, miał własne miejsce przy stole, a pewnego grudniowego dnia, kiedy Dorothy wybrała się z córką na zakupy, wróciły z czterema kubkami, w tym jednym jego.

       Doskonale pamiętał, jak siedział z Niallem u Horanów, układając kolejny zawiły plan, przez który Niall miał zostać z Annie sam. Zapewne nie byłby tak kreatywny przy jego tworzeniu, gdyby nie miał w tym własnego interesu. To nie tak, że nie chciał pomóc przyjacielowi, ale rodzące się w stosunku do Marthy uczucie, uruchomiło w jego mózgu jakąś specjalną komórkę, odpowiedzialną za spiskowanie. Mimo wszystko, był zawiedziony, że siedział tylko z Niallem. Zawsze, idąc w odwiedziny do przyjaciela, miał nadzieję na choć krótką rozmowę z jego siostrą. Często kręciła się gdzieś w pobliżu, dlatego zazwyczaj wracał od Horanów cały w skowronkach, odtwarzając w głowie ich rozmowę, nawet jeżeli składała się ona jedynie na pytanie blondynki czy Liam się napije się herbaty, a on tylko dziękował, posyłając jej przy tym serdeczny uśmiech.
     Tym razem dziewczyny nie było w domu, przez co czuł się zawiedziony. Wraz z Dorothy udały się na zakupy, a kobiety, jak wiadomo, nie wracały z nich szybko. Nie liczył więc na to, że doczeka ich powrotu.
      Nadzieja obudziła się jednak w jego sercu, kiedy ktoś zapukał w drzwi. Szybko jednak zgonił za to samego siebie. Przecież ani Martha, ani jej mama nie pukałyby do własnego domu. Spojrzeli po sobie z Niallem i obaj zeszli na dół, wpuszczając do środka, jak się okazało, Annie.
- Hej, nie ma Marthy? - zapytała ze zdziwieniem. Była pewna, że umawiały się na siedemnastą.
- Cześć! - odparł Niall, który widząc szatynkę natychmiast się rozpromienił. - Poszły do sklepu, ale zaraz powinny wrócić, wejdź, poczekasz z nami - zaproponował. - Umawiałyście się?
- Tak - odparła, wchodząc w głąb pomieszczenia. Zdjęła z siebie kurtkę, odwiesiła na wieszak, a po chwili zsunęła ze stóp adidasy. - Rany, strasznie dziś zimno na dworze.
- Chodź. Ogrzeję cię! - zawołał wesoło Liam, przytulając szatynkę. Zrobił to tylko po to, by zezłościć przyjaciela, który zaraz zaczął wpatrywać się w niego z miną zabójcy. Niall często był zazdrosny o Annie i odbył już z Liamem ostrą kłótnię, spowodowaną jego urojeniami związanymi ze stosunkami panującymi między tą dwójką. Liam nie mógł jednak ignorować dziewczyny, nawet gdyby chciał. Musiał czasem od tak ją przytulić, czy dać jej całusa w policzek, by te same czynności kierowane w stronę Marthy nie zaczęły wydawać się podejrzane. Zbliżał się do szatynki na tyle, by tworzyć pozory, iż jego przyjaźń z nią, niczym nie różni się od tej z Marthy, lecz dla Nialla to nadal było za wiele. Czasem bywało też tak, że Liam przekomarzał się z przyjacielem i robił mu na złość, licząc na to, że w końcu wybuchnie i wszystko wyjdzie na jaw. Uczucie, jakie żywiła wobec siebie ta dwójka było tak jawne, że nawet ślepy by zauważył. W tej jednak kwestii Annie i Niall widzieli mniej niż nic.
- Jezu, Liam, duszę się! - odparła, kiedy do jej nozdrzy dostał się zapach perfum. Była dużo niższa od blondyna, dlatego też jej twarz znajdywała się na poziomie jego klatki piersiowej, zakrytej pod czarną koszulą, którą spryskał dziś sporą dawką Paul Smith Story. Dziewczyna odsunęła się i odwróciła w przeciwną stronę by odetchnąć świeżym powietrzem.
- Liam się naczytał, że dziewczyny uwielbiają męskie perfumy - wytłumaczył z uśmiechem Niall, usatysfakcjonowany tym, że Annie tak szybko oderwała się od jego przyjaciela.
- Bo to prawda, ale nie zużywa się całego flakonika naraz. Aż mnie głowa boli - jęknęła, demonstracyjnie przykładając do czoła rękę.
- Nie mów, że cię głowa boli, bo sobie męża nie znajdziesz. A właśnie, Annie, słyszałem, że Marc Needsy zaprosił cię na bal szkolny. Zgodziłaś się? - zapytał Liam, chcąc zemścić się na Niallu za jego uwagę i miał przy tym niezły ubaw z wymalowanego na jego twarzy przerażenia. Udawał jednak, że patrzy na Annie.
- Wiesz, ja tego nie słyszałam - ucięła szybko. Nie chciała, żeby jej luby pomyślał, że cokolwiek łączy ją z tym chłopakiem.
- Czyli randka nieudana? - drążył dalej, krzyżując na piersi ręce.
- Jaka randka? Nie byłam z nim na żadnej randce. To bałwan - odrzekła spokojnie, mając nadzieję, że tym skończy tę niezręczną rozmowę.
- Zerwał z tobą?
- Co? - zapytała z oburzeniem, a jej policzki pokryły się rumieńcem. - Ja nie wiem kto ci takich głupot naopowiadał... rozmawiałam z nim zaledwie kilka razy! - broniła się.
- Sama powiedziałaś, że to bałwan, wściekła, porzucona Annie...
- Kochany... - zaczęła spokojnie, wywracając oczami - ty chyba nie słyszałeś nigdy jak wyzywa swojego byłego rzucona dziewczyna.
- Czyli...
- Liam, może porozmawiajmy o twoich sprawach sercowych, co? - przerwała mu.
- Nie byłem ostatnio u kardiologa - skwitował krótko, uznając, że czas skończyć denerwowanie zarówno Nialla, jak i Annie.
       Kilka minut później w domu pojawiła się również Martha.
- Patrzcie! - Blondynka wpadła do swojego pokoju z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem, prawie wypuszczając z rąk reklamówkę. - Byłam z mamą na zakupach i obczaiłam takie super kubki! Udało mi się ją przekonać, żeby nam kupiła na mikołajki...
- Mikołajki były wczoraj - przerwał jej Niall.
- Nieważne! - Usiadła obok, siedzącego na łóżku, Liama. Jej brat wolał zająć miejsce na podłodze, obok Annie. Z ekscytacją wyjęła z jednorazówki cztery opakowania i podała każdemu po jednym, wcześniej sprawdzając ich zawartość.
- Kubuś Puchatek! - zawołał z radością Liam.
- Nie wiedziałem, że tak go uwielbiasz - zgasił go Niall, doskonale wiedząc, że przyjaciel po prostu przymila się jego siostrze.
- Maleństwo, serio? To jakaś aluzja, co do mojego wzrostu? - mruknęła Annie z udawanym wyrzutem przyglądając się blondynce.
- Oj, przecież wiesz, że nie! Maleństwo jest tak samo urocze jak ty, to dlatego! - wyjaśniła szybko.
- Jasne, jasne - odparła, nie mogąc jednak powstrzymać pojawiającego się na jej twarzy uśmiechu.
- Prosiaczek? - zapytał Niall, patrząc na kubek, który wybrała sobie jego siostra, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie było wielkiego wyboru! - wytłumaczyła szybko. Tak naprawdę wolała Kubusia Puchatka, lecz stwierdziła, że bardziej będzie pasował do Liama, który w jej oczach bardzo przypominał bajkowego misia. Oczywiście nie miała na myśli wyglądu, blondyn po prostu był łagodnym, troszczącym się o wszystkich dokoła chłopakiem, zawsze chętnym do przytulania. Kubuś wszędzie chodził z Prosiaczkiem, co zresztą przekonało ją do postaci, którą wybrała sobie.
- Do Ciebie pasowałby Gruchacz - dogryzł siostrze blondyn. - Taka jesteś przemądrzała.
- Puchacz, jeśli już - poprawił go przyjaciel, zerkając na niego z ukosa.
- I tak dobrze, że nie zapomniał o literce 'g' - wtrąciła swoje trzy grosze szatynka, szczerząc się jak głupia.
- Annie, powinnaś się leczyć - stwierdził brązowooki, uśmiechając się.
- Niall, puknij ją ode mnie - odparła w tym samym czasie Martha.
- Okay, Niall mógłby mnie puknąć, ale ty nawet jakbyś chciała, nie masz jak. Nie masz odpowiedniego wyposażenia, chyba, że o czymś nie wiem - kontynuowała Annie. Jej twarz natychmiast pokryła się rumieńcami, jednakowoż w towarzystwie Marthy nigdy nie żałowała sobie wychwytywania podtekstów i nie potrafiła się od tego powstrzymać.
- A skąd wiesz, że Niall ma? - zapytała z przekorem blondynka.
- Tygrysek ma długi ogon - odparła, wzrokiem wskazując na namalowaną na kubku Nialla postać.
- Gdzie ja żyję?! - jęknął Liam, kładąc się na łóżku przyjaciela.
- Przepraszam! To chyba jedna z moich gorączek - stwierdziła, kładąc się na podłodze i zakrywając dłońmi twarz.
        Marthy podeszła do swojej wieży i dla umilenia atmosfery włączyła "Last Christmas". W końcu był już grudzień, święta się zbliżały!
- Martha, ja cię proszę... - zajęczał jej brat, zakrywając sobie uszy.
- Oddałem ci serce! - dośpiewał do melodii Liam, prowokacyjnie patrząc na przyjaciela i wskazując w jego stronę palcem.
- I jeszcze mam przyjaciela geja - westchnął.
- Chciałbyś.
       Martha ponownie wybuchnęła śmiechem, po czym z przyjaciółką zeszły na dół, by zrobić sobie i chłopcom herbaty w ich nowych nabytkach, przy czym mogły sobie chwilę pogadać na osobności, choć nawet nie musiały się odzywać, wystarczyły spojrzenia. Mimo ogromnej siostrzanej miłości, jaką darzyły siebie nawzajem, wolały jednak wrócić do pokoju, dlatego też szybko uporały się z herbatą i zaniosły ją na górę.
- Liam, zapomniałeś powiedzieć, że Marthy zrobiła pyszną herbatę! - zaczepił przyjaciela Niall, naśmiewając się z jego ciągłego podlizywania się blondynce.
- Jeszcze nie spróbowałem, jest gorąca - odparł, wymuszając w stronę chłopaka uprzejmy uśmiech.
- Rany, jak mi się chce spać! - jęknęła Marthy, kładąc się obok Liama, który bez skrępowania leżał na łóżku kumpla. - Nie mieszczę się - dodała z niezadowoleniem i zaczęła się podnosić.
- Chodź - Blondyn przysunął się do samej ściany i pociągnął Marthę z powrotem, po czym przykrył ją leżącym na drabince kocem.
- Liam, czy ty zamierzasz spać z moją siostrą?
- Nie, ja nie będę spał.
- Jeszcze lepiej - wtrąciła Annie.
- Annie, tobie już dziękujemy - wymamrotał Liam, spoglądając na blondynkę, która lekko się uśmiechała. Miała przymknięte oczy, dlatego mógł na nią swobodnie patrzeć, nie wzbudzając jej podejrzeń.
- Czekaj, ale to 'jest gorąca' to było o Marcie, czy o herbacie? - zapytał jeszcze Niall.
- Annie, puknij go ode mnie - mruknęła blondynka, nie otwierając oczu.
- Mówiłam ci, że ja nie mogę, bo nie mam...
- Martha - przerwał jej Liam, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Musimy jechać do apteki, Annie pilnie potrzebuje gripexu.
      Kiedy dziewczyna była zanadto szczęśliwa, paplała różne głupoty, z czasem wpadając w coraz większy trans. Zawsze usprawiedliwiała się gorączką, odkąd po raz pierwszy jej organizmem owładnął taki stan, gdyż wtedy naprawdę miała temperaturę.
- Jasne, po drodze do apteki jest las... - wspomniała szatynka.
- Jacy wy jesteście niewyżyci... ty szczególnie, Annie - stwierdził blondyn.
- Nie pyskuj, bo ci sierp nie urośnie.
- Zabijcie mnie - wymamrotał Liam , opadając bezsilnie na poduszkę.
- Mówię...
- Skończ, Annie! - warknęli leżący na łóżku.
      Swoją 'gorączką' dziewczyna zazwyczaj zarażała innych, dlatego też każdy "gorączkowy wieczór Annie" zapadał im w pamięć na długo i zawsze były to dobre wspomnienia.

- Pomyślałabym, że to miłość od pierwszego wejrzenia, gdyby nie to, że to twój stary kubek - stwierdziła Marthy z uśmiechem, po dłuższej obserwacji, wpatrującego się w przedmiot blondyna. - Odżyło uczucie do Kubusia Puchatka?
- Myślałem, że go wyrzuciłaś... - odparł, próbując ukryć ogarniające go wzruszenie, ale blondynka natychmiast zauważyła je w przypatrujących się jej brązowych oczach.
- Chciałam, ale mama mi nie pozwoliła. Poza tym szkoda kubka - stwierdziła obojętnym tonem, choć tak naprawdę, poruszyła ją ta sytuacja. Kubek stał tuż przy tylnej ściance szafki przez ostatnie sześć lat i była święcie przekonana, że właściciel już nigdy z niego wypije. Tymczasem wyglądało na to, że taki właśnie miał zamiar, gdyż schował dwa wyciągnięte wcześniej naczynia i postawił na blacie swój kubek. Za chwilę znalazł również ten z Prosiaczkiem, co nie było trudne. Martha piła z niego przez ostatnie sześć lat, a jako że była fanką ciepłych napoi, stał on na samym brzegu. - Poczekaj, trzeba go umyć, kurzył się przez ładne lata - powiedziała, kiedy Liam sięgnął po dwie torebki z herbatą. Szybko umyła naczynie, prawie tłukąc je pod zlewem. Wzrok jej przyjaciela ją peszył, co zresztą chłopak zauważył, ale nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Miał chyba do tego prawo po tylu latach męki spowodowanej brakiem jej obecności, prawda?
- Dobra, teraz możesz włożyć - odparła blondynka, stawiając przed chłopakiem kubek. Sama sięgnęła po czajnik, w którym właśnie zagotowała się woda.
- Marthy... dopiero, co wróciłem, a ty mi już takie propozycje składasz? - zapytał z oburzeniem.
- Możesz włożyć herbatę do kubka. A ja myślałam, że znormalniałeś przez tyle lat bez Annie... - westchnęła.
- Tak... bo ja nie wiem kto Annie tak zdemoralizował - odparł, obrzucając ją oskarżycielskim wzrokiem.
      Dziewczyna zalała wodą herbatę, zastanawiając się przy tym czy, aby wypowiedzenie słów, które cisnęły się jej na usta, nie będzie przegięciem. W końcu nie zdołała się powstrzymać przed zacytowaniem przyjaciółki. Odstawiła czajnik i oparła dłonie o blat, z uśmiechem wpatrując w wizerunek Kubusia Puchatka.
- Nie pyskuj, bo ci sierp nie... - zaczęła, ale Liam przerzucił ją sobie przez ramię i podszedł do okna, które zaraz otworzył.
- No dokończ - odparł prowokacyjnie, zagryzając wargę. Położył ją na parapecie, przytrzymując jej plecy. Jeżeli by ją puścił, bez wątpienia wylądowałaby we własnym ogrodzie.
- Nic nie mówiłam! - odparła szybko, a panika wywołała u niej śmiech. A może wcale nie była to panika, a raczej jakieś inne, bliżej nieokreślone uczucie?
- No. - Zadowolony pociągnął ją, by mogła usiąść, ale nadal nie miała jak zejść z parapetu, gdyż stał przed nią.
- Nie ma się co oburzać, w tym wieku już nie rośnie, więc jeśli nie jesteś usatysfakcjonowany...
- O, proszę, nie wiedziałem, że jesteś taką znawczynią męskich organów rozrodczych. - Przez cały czas patrzył jej w oczy, przez co zarumieniona spuściła wzrok.
- To Annie mnie wyszkoliła.
- Jasne, Annie.
      Odwrócił się do niej tyłem i chwycił ją za nogi, a kiedy jakiś naturalny odruch sprawił, że Marthy objęła rękami jego szyję, ruszył do przodu, niosąc ją na plecach.
- Tylko mnie nie poparz - powiedział, kiedy blondynka podnosiła z blatu kubki, po czym ruszyli do kuchni.
       Za dawnych lat ciągle tak się wygłupiali, dlatego też Martha nie zauważyła w tym nie podejrzanego, zupełnie, jakby zapomniała, że przecież wtedy, gdy tak się wydurniali, Liam najzwyczajniej w świecie próbował zdobyć jej serce, co zresztą mu się udało.

~*~
Tak bardzo pasujący do wszystkiego tytuł.
Jesteśmy najlepsi na świecie :')
Love ya ♥

69 komentarzy:

  1. BOŻE CZY JA JESZCZE ŻYJĘ

    OdpowiedzUsuń
  2. TO NAJCUDOWNIEJSZE, CO W ŻYCIU PRZECZYTAŁAM AWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW

    OdpowiedzUsuń
  3. widać, że pisałaś to w nocy, buahahahahhahahhaha

    OdpowiedzUsuń
  4. uśmiech Marthy jest niczym w porównaniu z aktualnym uśmiechem Marty

    OdpowiedzUsuń
  5. p.s. przez 3/4 rozdziału byłam jak: POCAŁUJ JĄ, IDIOTO

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Cholera, rzeczywiście, jak ja mogłem się kochać w takiej egoistce?'' to nie byłam ja, ja bym umarła na miejscu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej, ale tam powinno być ''zakochać'', przecież on się nadal w niej kocha! co to za czas przeszły!

      Usuń
    2. nie chciał wyjść na desperata.

      Usuń
    3. ale przypieczętował tym jej ''on mnie nie może kochać''! :c

      Usuń
  7. pierwszy rozdział, w którym jest tak dużo prawdziwej Annie, I LOVE IT ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. wiesz, co jest najśmieszniejsze? JA NAPRAWDĘ MAM KUBEK Z KUBUSIEM PUCHATKIEM I PROSIACZKIEM

    OdpowiedzUsuń
  9. akcja z parapetem to było MISTRZOSTWO ŚWIATA. i ta scena ''pocałuj ją, idioto''. JENHY jgdhiaosdfbndjaisdfbgkfdfbogremdfjibofdlfnbgfewofdbmvz

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże, Liam mnie sobie tak po prostu przerzucił przez ramię i obejmował w tych swoich umięśnionych ramionach nad przepaścią *rycząca emoji x9327374385954*

    OdpowiedzUsuń
  11. napisałabym coś o bezlitosnym Niallu, ale jestem zbyt podekscytowana Liamem

    OdpowiedzUsuń
  12. A ANNIE TO NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA W CAŁEJ GALAKTYCE ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. ale ten rozdział jest taki zboczony, buahahahahahahahahaha. ale nic dziwnego, przypomniały im się młodzieńcze czasy

    OdpowiedzUsuń
  14. ,,- Wiesz, co? Nie wiem. Po prostu są małżeństwem, Annie jest w ciąży, więc wiesz... musieli się tentegować - zaczął, czerwieniąc się - czuję się przy nich jak dziecko, mają za sobą pełno doświadczeń, których ja nie przeżyłem...
    Marthy ponownie wybuchnęła śmiechem.
    - Brzmi, jakbyś cierpiał z powodu bycia prawiczkiem.''
    LIAM.JEST.PRAWICZKIEM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I SIĘ DO TEGO JAWNIE PRZYZNAŁ! a to idiota :D ♥♥♥

      Usuń
    2. no raczej, to było takie "Marthy, ja nadal na Ciebie czekam"

      Usuń
    3. O MÓJ ASDFGHNJHDGSFADREWTYJGFBVDCSXAQEWRTGFVCXVBNJUTRESADBNJ, JA TEŻ NA CIEBIE CZEKAM, LIAM! CHODŹMY NA GÓRĘ

      Usuń
  15. relacje Liam-Niall to moja nowa miłość *.* ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  16. ,, Szybko wyparła te myśli ze swojej głowy. To niemożliwe, żeby Liam czuł do niej coś nadal po tylu latach nie rozmawiania! Ale skoro tak było, czemu w ogóle wrócił? Czemu przez cały swój pobyt w Stanach nie znalazł sobie kobiety? Pomijając fakt, że był wspaniałym człowiekiem, był przecież przystojnym mężczyzną i z pewnością w tej ocenie nie była zaślepiona, Annie również tak uważała. Co prawda nie mówiła o tym z takim przekonaniem, jak blondynka, ale twierdziła, że jest całkiem atrakcyjny, zatem z pewnością niejedna kobieta próbowała się wokół niego zakręcić. Poza tym kwiaty, które jej przyniósł... Annie z pewnością takich nie dostała... z pewnością też nie spędzał z Annie tyle czasu, co z nią i nie przytulał jej tak, jak w tej chwili ściskał ją.''
    #crying #cryingsohard #amidead :'c :') ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  17. ,,- Pieprzysz.
    - Nie wiem, co ty tam czujesz, ale to nie ja. Ja cię tylko przytulam.''
    zboczony Liaś!

    OdpowiedzUsuń
  18. ,,Cholera, rzeczywiście, jak ja mogłem się kochać w takiej egoistce?'' KOCHAJ MNIE

    OdpowiedzUsuń
  19. ,,Choćby rzuciła w niego nie wiadomo jak podłą obelgą, nie mógł się smucić, kiedy widział jej uśmiech.''
    moje tętno: pip /\/\pip/\/\\/\/\/\/\--pi-----\\\----i-----.................../piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip\________________________

    OdpowiedzUsuń
  20. ,,Zapewne nie byłby tak kreatywny przy jego tworzeniu, gdyby nie miał w tym własnego interesu. To nie tak, że nie chciał pomóc przyjacielowi, ale rodzące się w stosunku do Marthy uczucie, uruchomiło w jego mózgu jakąś specjalną komórkę, odpowiedzialną za spiskowanie.'' och, Ty agencie specjalny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to miało być do adidasów :P

      Usuń
    2. nigdy nie zrozumiem. ja jestem jak ''najgrubsze kozaki w promieniu 50km, czapka, rękawice z kocem pod spodem i jakby były czapki na nos, to byłabym pierwszym nabywcą''

      Usuń
  21. ,,- Tak - odparła, wchodząc w głąb pomieszczenia. Zdjęła z siebie kurtkę, odwiesiła na wieszak, a po chwili zsunęła ze stóp adidasy. - Rany, strasznie dziś zimno na dworze.'' kto chodzi w grudniu w adidasach, wtf

    OdpowiedzUsuń
  22. ,,- Nie mów, że cię głowa boli, bo sobie męża nie znajdziesz. A właśnie, Annie, słyszałem, że Marc Needsy zaprosił cię na bal szkolny. Zgodziłaś się? - zapytał Liam, chcąc zemścić się na Niallu za jego uwagę i miał przy tym niezły ubaw z wymalowanego na jego twarzy przerażenia. Udawał jednak, że patrzy na Annie.'' Annie Needsy, buahahahahahaha. I LOVE YOU LIAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak czuję, że Martha z Liamem się strasznie musieli nabijać z Annie Needsy

      Usuń
    2. czuję też o tym wzmianki, hehehehehehehhehehe

      Usuń
  23. jesteś mistrzynią skojarzeń #kubki #mójpuchatek #maleństwo #tygrysiogon

    OdpowiedzUsuń
  24. Annie, buahahahahahahahhahahaha. gruchacz

    OdpowiedzUsuń
  25. ,,- Liam, zapomniałeś powiedzieć, że Marthy zrobiła pyszną herbatę! - zaczepił przyjaciela Niall, naśmiewając się z jego ciągłego podlizywania się blondynce.'' ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. ,,- Rany, jak mi się chce spać! - jęknęła Marthy, kładąc się obok Liama, który bez skrępowania leżał na łóżku kumpla. - Nie mieszczę się - dodała z niezadowoleniem i zaczęła się podnosić.
    - Chodź - Blondyn przysunął się do samej ściany i pociągnął Marthę z powrotem, po czym przykrył ją leżącym na drabince kocem.
    - Liam, czy ty zamierzasz spać z moją siostrą?
    - Nie, ja nie będę spał.
    - Jeszcze lepiej - wtrąciła Annie.''
    nie idź w stronę światła nie idź w stronę światła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiecznie zaspana Martha. teraz tak patrzę na łóżko brata - na którym jest koc z Kubusiem Puchatkiem! - i chyba mdleję

      Usuń
    2. nagle wzrok Kubusia na tym kocu wydaje się podejrzany

      Usuń
  27. ,,Szybko umyła naczynie, prawie tłukąc je pod zlewem. Wzrok jej przyjaciela ją peszył, co zresztą chłopak zauważył, ale nie mógł sobie odmówić tej przyjemności. Miał chyba do tego prawo po tylu latach męki spowodowanej brakiem jej obecności, prawda?'' mam zdolności do tłuczenia, i tak dobrze, że wyszedł z tego cało

    OdpowiedzUsuń
  28. ,,- Myślałem, że go wyrzuciłaś... - odparł, próbując ukryć ogarniające go wzruszenie, ale blondynka natychmiast zauważyła je w przypatrujących się jej brązowych oczach.
    - Chciałam, ale mama mi nie pozwoliła. Poza tym szkoda kubka - stwierdziła obojętnym tonem, choć tak naprawdę, poruszyła ją ta sytuacja''
    NIE TRZYMAŁA GO POD PODUSZKĄ? buahahahahhahaha

    OdpowiedzUsuń
  29. ,,- Dobra, teraz możesz włożyć - odparła blondynka, stawiając przed chłopakiem kubek. Sama sięgnęła po czajnik, w którym właśnie zagotowała się woda.
    - Marthy... dopiero, co wróciłem, a ty mi już takie propozycje składasz? - zapytał z oburzeniem.
    - Możesz włożyć herbatę do kubka. A ja myślałam, że znormalniałeś przez tyle lat bez Annie... - westchnęła.
    - Tak... bo ja nie wiem kto Annie tak zdemoralizował - odparł, obrzucając ją oskarżycielskim tonem.'' #zboczuch #martademoralizator #foreveryoung

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miało być "wzrokiem", nie "tonem", lol.

      Usuń
    2. najlepsze jest ''Kubek stał tuż przy tylnej SZAFCE ŚCIANKI przez ostatnie sześć lat i była święcie przekonana, że właściciel już nigdy z niego wypije.''

      Usuń
    3. poza tym masz malutki problem ze słowem ''ówcześnie'' :D #musiałam

      Usuń
    4. bo mi słowo "uprzednio" z głowy wyleciało! ale już wróciło.

      Usuń
  30. musiałabym zacytować cały ostatni fragment, bo to moje życie. gdybym spadła z tego parapetu, byłaby to wymarzona śmierć

    OdpowiedzUsuń
  31. ,,- Wiesz, ja tego nie słyszałam - ucięła szybko. Nie chciała, żeby jej luby pomyślał, że cokolwiek łączy ją z tym chłopakiem.'' PADŁAM ''luby''!

    OdpowiedzUsuń
  32. ale ja jestem głupia, mogłam powiedzieć Niallowi, że przytyłam i pierścionek mi już na palec nie wchodzi, buahahahahahahahahaha. ale martha to typowa marta, zawsze wymyśla dobre teksty po fakcie

    OdpowiedzUsuń
  33. Rozdzial swietny! Zachowanie Nialla troche mnie zirytowalo, bo nie ma to jak wtracajace sie rodzenstwo, ale z drugiej strony on po prostu się martwi. I wie ze przegial wypowiadajac pare slow za duzo. Martha tez nie jest swieta, ale chyba pogubila sie w swoich uczuciach. Powinna powiedziec Liamowi o swoich za zareczybach poki nie jest na to za późno. Bo później wkurzy się jeden i drugi a ona zostanie sama. Chociaz mysle ze Liam jej nie zostawi. Podobala mi sie w tym rozdziale Annie i jej gorączka hihi, ma dziewczyna gadane ;) czekam na dalszy rozwoj sytuacji i zycze wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Pozdrawiam Asiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awwwwwww ♥ bo Annie to czysta ja :D
      Tobie też życzę Szczęśliwego Nowym Roku ♥

      Usuń
    2. No to dziewczyno, gratuluję takiej gadki! :) Sama bym chciała taką mieć hihi, chociaż czasem mi się zdarza :)
      Dziękuję, za życzenia :*

      Usuń
  34. jakim cudem wczoraj kliknęłam z głównej na ''starszego posta'' i przeniosło mnie tutaj? w głowę zachodziłam, gdzie ta plaża i tak dalej, no ale okay. a dziś odkryłam, że jest rozdział ósmy pomiędzy! ale może to i lepiej, tamten bolałby jeszcze bardziej.
    piszę, bo doszłam do ciekawego wniosku: martha też musi mieć sporą niedowagę. ach, parapet.

    OdpowiedzUsuń