- Na pewno nie, kochanie, nie zrobiłaby czegoś takiego - odparła Annie stawiając przed mężem talerz z kanapkami.
- Nie jestem głodny. - Zrobił zdziwioną minę widząc przygotowane jedzenie.
- To czemu jesz te paznokcie? - zapytała klepiąc go po ręce, którą cały czas trzymał przy ustach.
Dopiero ta uwaga uświadomiła mu, że naprawdę obgryzał paznokcie. Westchnął i wyciągnął dłoń do szatynki, a kiedy ją złapała, usadowił ją sobie na kolanach i oparł brodę na jej ramieniu znów wbijając wzrok w przestrzeń za oknem.
- Już ciemno - wymruczał cicho. Nerwowo pogładził brzuch Annie, w którego wnętrzu od pięciu miesięcy znajdował się jego potomek. Nie wiedział co ze sobą zrobić, aż w końcu sięgnął po kanapkę z szynką, serem i pomidorem, lecz kęs, który ugryzł nie mógł mu przejść przez gardło.
- Niall, on przyjedzie. Wiesz jak długo go tu nie było. Może musi porozmawiać z babcią, a może potrzebuje po prostu ochłonąć, pomyśl co dziś przeżył - powiedziała łagodnie, po czym objęła go ramionami, mocno przytulając.
Na usta blondyna stopniowo wkradał się uśmiech, kiedy w mroku panującym na podwórku dostrzegł światła samochodu. Oboje, w jednej chwili ruszyli do drzwi i z niecierpliwością czekali, aż Liam w nie zapuka. Kiedy już to zrobił, Niall popchnął klamkę z taką energią, że drewno przybiło sobie piątkę z czołem blondyna. Ciche "ała" było pierwszym od prawie sześciu lat słowem, które usłyszał Niall z jego ust.
- O kurcze, przepraszam! - odparł, wychodząc na zewnątrz.
Liam widząc go, szybko zapomniał o bólu, uśmiechnął się i obaj wpadli sobie w ramiona, o mało się przy tym nie przewracając i ściskali tak dobre kilka minut.
- Może wejdźcie do domu, co? - zaproponowała Annie patrząc na dwóch dorosłych mężczyzn, którzy w tej chwili zachowaniem przypominali raczej przedszkolaków.
- Cześć, Annie! - zawołał radośnie Liam, odrywając się od przyjaciela i przytulając ostrożnie dziewczynę. Była jego jedyną znajomą w ciąży, dlatego też bał się, że gdy, nie daj Boże, ściśnie ją za mocno, zrobi krzywdę dziecku.
- A jak się ma dzidziuś? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy spoglądając wymownie na zaokrąglony brzuch dziewczyny.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, przerwał jej oburzony Niall. Miał nadzieję, że sam powiadomi przyjaciela o tej radosnej nowinie.
- No nie, Martha ci powiedziała! To mój syn! Czemu ona się chwali moim dzieckiem? - Zmarszczył groźnie brwi. - O następnym jej w ogóle nie powiem.
- Nie wiedziałem, że to syn. Gratulacje!
Annie wywróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Nie znali płci dziecka, bo nie chcieli tego wiedzieć przed porodem, jednak Niall był pewien, że jest to chłopiec, bo "to w końcu jego plemnik o tym zadecydował" i za nic w świecie nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło być inaczej.
Blondyn objął przyjaciela ramieniem i poszli do salonu, podczas gdy Annie ruszyła do kuchni, by przygotować gościowi poczęstunek.
- Zjesz coś? - zapytał Niall, kiedy został z Liamem sam. Bynajmniej to nie on w tym domu zajmował się gotowaniem, lecz nie miał pojęcia jak rozpocząć ich rozmowę.
- Nie, dzięki, przyjechałem dosłownie na kilka minut, zaraz muszę jechać szukać sobie hotelu.
- Już wracasz do L.A.? - zapytał zawiedziony, nie do końca rozumiejąc słowa swego rozmówcy. Liczył się z tym, że Liam ułożył sobie w Stanach życie, ale miał nadzieję, że skoro nie było go tyle czasu, spędzi tu choć kilka dni.
- Co? Nie, na razie nie, a po tym, czego się dziś dowiedziałem, nie wiem, czy wrócę tam w ogóle. Miałem na myśli, że muszę znaleźć sobie jakiś nocleg - wytłumaczył i automatycznie spojrzał na szatynkę, która pojawiła się w salonie niosąc na tacy trzy kubki kakaa i talerzyk z ciastkami. Niall od razu wyciągnął po nie rękę, za co małżonka zgromiła go wzrokiem.
- Częstuj się! - zawołał blondyn, kiedy wreszcie zrozumiał czemu Annie patrzyła na niego w ten sposób i wyciągnął w stronę przyjaciela jedzenie.
- Dziękuję, twoja mama poczęstowała mnie pyszną kolacją, nie jestem głodny.
- Co do noclegu, możesz zostać u nas na cały swój pobyt. Mamy wolny pokój - powiedział napychając usta ciastkami.
Liam zerknął na Annie, która przyglądała się mężowi z wyraźnym niezadowoleniem.
- Nie uciekną ci te ciastka! - powiedziała wywracając oczami.
Rzeczywiście zrozumienie Nialla mówiącego z pełną buzią nie należało do najłatwiejszych rzeczy.
- Dzięki Niall, nie chcę wam przeszkadzać - odparł, nie będąc pewnym czy zirytowanie na Nialla było spowodowane jedynie ciastkami, czy może tym, ze szatynka nie życzyła sobie tak długiego przebywania Liama w ich domu.
- Liam, zostajesz u nas, nie ma opcji. Nie puszczę cię teraz nigdzie. Może u nas zostać, prawda, kochanie? - zwrócił się do Annie sięgając po kubek z gorącym kakaem.
- Oczywiście, Liam, nie ma sensu, żebyś tłukł się nocą po hotelach. To co się działo u ciebie przez te lata?
- Wbrew pozorom niewiele - uśmiechnął się, po czym ich rozmowę przerwał sygnał komórki blondyna. Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, na którym widniało zdanie 'mama dzwoni'. Miał już odebrać, kiedy Niall wydarł mu z ręki telefon, gdyż widząc pełną złości minę Liama, domyślił się, kto do niego dzwoni i że zamierza wszcząć kłótnię.
- Chcesz jej teraz wszystko wygarnąć? - zapytał Niall ze stoickim spokojem.
- A jak myślisz? - odpowiedział mu chłopak, z trudem nad sobą panując.
- Liam, jeśli to zrobisz, ona tu przyjedzie i zacznie mieszać, wiesz jaka jest. Daj sobie trochę spokoju.
Przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela, po czym przyznał mu w duchu rację. Chciał spędzić kilka spokojnych dni, ciesząc się pobytem w Claydon. Jego matka z pewnością nie mogła go zmusić do powrotu, ale próbowałaby, a on musiałby uważać na zastawione przez nią pułapki. Westchnął i odebrał telefon, który rozdzwonił się po raz drugi.
- Słucham - powiedział, wykorzystując całą siłę woli, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest na nią wściekły.
- Cześć, synku, jak tam? Czemu nie odbierasz? - zapytała z niepokojem. Pragnęła, by wrócił jak najszybciej i nie zdążył się o wszystkim dowiedzieć. Nie wiedziała, że było już na to za późno.
- W porządku, jestem tylko trochę zmęczony, były straszne korki, więc nawet nie dojechałem do Claydon, rezerwowałem właśnie pokój...
- I tak uważam, że niepotrzebnie tam jechałeś.
W Liamie zagotowała się krew, jednak mając na uwadze słowa Nialla, panował nad nerwami.
- Przepraszam, ale jestem wykończony i nie będę słuchał twojego marudzenia. Zadzwonię jutro. Pa - powiedział do telefonu i szybko się rozłączył.
Przez dobre piętnaście minut cała trójka próbowała rozkręcić rozmowę. Wraz z jej rozwojem Annie się z niej wyłączała, dochodząc do wniosku, że dobrze zrobi, jeśli zostawi chłopców samych. W końcu tak, jak ona i Martha, Niall i Liam mieli swoje sekrety i po prawie sześciu latach, mieli święte prawo, by porozmawiać ze sobą na osobności, jak dwójka mogących sobie o wszystkim powiedzieć najlepszych przyjaciół, którzy nie widzieli się od lat.
- Przepraszam, ale jestem zmęczona, więc pozwólcie, że już pójdę. Zmienię tylko pościel w pokoju, Niall, pokażesz później Liamowi, gdzie śpi?
- Pewnie.
- Przepraszam, Liam, ale ja ostatnio ciągle śpię - zaśmiała się. - Pogadamy jutro. Dobranoc. - Wstała i wyszła z salonu. Nie tyle była śpiąca, co nie mogła doczekać się usłyszenia od Marthy wszystkich szczegółów związanych z dzisiejszym dniem.
Szybko uporała się z pościelą i poszła do sypialni. Kilka minut później leżała już w łóżku ubrana w czerwoną pidżamę, z niecierpliwością czekając, aż Martha odbierze telefon.
- Halo - usłyszała po drugiej stronie.
- Opowiadaj! - powiedziała podekscytowanym tonem, uśmiechając się, choć doskonale wiedziała, że blondynka jej nie widzi.
- Ale co?
Annie wywróciła oczami, myśląc nad jakąś zgryźliwą odpowiedzią, ale rzeczywiście było już późno, więc jej mózg nie pracował na pełnych obrotach, dlatego na linii zawisła długa cisza, zanim w końcu się odezwała.
- No o Liamie.
- Jeszcze do was nie dotarł? Miał jechać na cmentarz, ale chyba nikt go nie napadł nad grobem babci, prawda? No i chyba nie zgubił się w Claydon, to ja mam obniżoną orientację w terenie.
- Dotarł, ale wiesz... zostawiłam chłopców samych, niech sobie poplotkują o naszej wspaniałości, jak za dawnych lat - odparła szeroko się uśmiechając na tę myśl.
- Obawiam się, że Niall go zanudzi swymi opowieściami. W końcu kiedy dochodzi do głosu w sprawie wspominania waszych zaręczyn i ślubu, rozgaduje się niczym te panie, które całe dnie sterczą przy płotach, polując na sąsiadki.
- Och, po prostu mi zazdrościsz tak wspaniałego męża, ale opowiadaj, jak wrażenia? Nie zadusiłaś go rzucając mu się na szyję?
- Trafniejsze byłoby pytanie, czy nie przytrzasnęłam mu nosa drzwiami.
Szatynka wybuchnęła śmiechem, niekoniecznie z rozbawienia, a z nerwów, jakie odczuwała czekając na opowieść.
- I tak wiem, że nie mogłabyś zrobić z Liama Voldemorta.
Przez chwilę trwała między nimi cisza, aż Martha się zaśmiała.
- Twoje skojarzenia mnie czasem przerażają. A moja wyobraźnia jeszcze bardziej.
- Nieważne, opowiadaj, bo zaraz urodzę ze zniecierpliwienia!
- Ej, nie chcemy wcześniaka!
- No to mów wreszcie!
- Nie bardzo wiem co.
Annie wymownie westchnęła, co skłoniło blondynkę do mówienia.
- Tak bardzo się zmienił przez ten czas, ale jednocześnie nie zmienił się wcale. Mam ochotę wziąć przykład ze Zgredka i przyłożyć sobie jakimś żelazkiem w głowę za sposób, w jaki go przywitałam. Nawet nie wiesz, ile emocji się we mnie skumulowało, kiedy... A potem... - przerwała, czując, że już za wiele powiedziała.
- Potem?! - dopytała Annie podekscytowanym tonem.
- Ty też za nim tęskniłaś, prawda? - zmieniła temat
- Pewnie, ale chyba nie aż tak jak ty. Ja nie byłam w nim zakochana... - odparła, licząc, że to rozmiękczy Marthę.
- To było sześć lat temu, Annie.
- Tak, ja też się sześć lat temu kochałam w Niallu i tak się składa, że za cztery miesiące urodzę jego dziecko...
- Jak możesz w ogóle porównywać te dwie sprawy?!
- Mogę, bo są podobne, z tą różnicą, że twoja mama nie jest wredną, pozwól, że zapożyczę tu twój cytat, wyszminkowaną pipidówą zakochaną w skarpetkach i nie zabrała mi Nialla - odpowiedziała, w duchu za to dziękując.
- Może te sześć lat temu miało to jakieś znaczenie i mogłyśmy spędzać noce na spisywaniu listy najgorszych cech pani Payne, podczas gdy ja wypłakiwałam sobie oczy, ale teraz... Ja go nawet nie znam, Annie. - Ściszyła głos, próbując ukryć ból, jaki się w nim pojawił.
- Nie wydaje mi się, żeby zmienił się aż tak bardzo, choć rozmawiałam z nim dosłownie chwilę, ale Martha, on wrócił po sześciu latach do miejsca, gdzie mieszkają ludzie, o których był przekonany, że go wręcz zdradzili. Skoro mimo wszystko przyjechał tu z L.A to chyba o czymś świadczy, prawda? Pomyśl, większość ludzi by nas w takiej sytuacji olała, ale nie Liam. - Dziewczyna próbowała pocieszyć Marthę, bo doskonale wiedziała jak wiele musiało ją kosztować wypowiedzenie, że prawie go nie zna.
- Sama widzisz... chyba mimo wszystko nam przyszło łatwiej ułożyć sobie bez niego życie, niż jemu bez nas - odparła szatynka z żalem w głosie.
- Byliśmy razem, nadal byliśmy w rodzinnym miejscu. A on został rzucony na głęboką wodę.
- I wygląda na to, że nawet przez te sześć lat nie nauczył się w niej pływać.
- Ja też. Ale mimo to nie mogę się doczekać, aż państwo Voetberg uruchomią swój basen. - Martha wspomniała o najzamożniejszej w Claydon rodzinie, nie mogąc się powstrzymać przed okrutnym urzeczywistnieniem przenośni, jaką właśnie wspólnie stworzyły.
- Serio, Marthy, właśnie do miasta wróciła twoja pierwsza miłość, której już nie spodziewaliśmy się zobaczyć, a Ty mi wyskakujesz z basenem?
- Jestem zaręczona, Annie. Młodzieńcze zauroczenia się już nie liczą - odpowiedziała pośpiesznie, nie chcąc wchodzić na niebezpieczne tematy.- Okej, a powiedz mi, jak zareagował Liam, jak mu powiedziałaś o zaręczynach?- Czekała chwilę na odpowiedź, ale jej brak, uświadomił szatynce, że Martha o niczym mu nie powiedziała - Marthy...
- Nie było okazji - usprawiedliwiła się szybko.
- To ciekawe, że była okazja, żeby wspomnieć o naszym ślubie i dziecku, a o twoich zaręczynach nie - zironizowała, mając nadzieję, że w ten sposób dowie się czegoś więcej. W końcu musiał być jakiś powód, przez który Martha przemilczała ten fakt, a przypuszczenia, jakie pojawiły się w głowie Annie wydawały się wręcz absurdalne, lecz nie potrafiła ich od siebie oddalić.
- Tak? A czy Liam jak je zobaczył i zorientował się, że jego najlepszy kumpel się ożenił, to nie pomyślał sobie czasem, że u reszty mogły zapaść podobne zmiany i nie zapytał, czy nie ominęło go coś jeszcze, co było doskonałą okazją do wspomnienia o Ivie?
- Nie bądź taka wszystkowiedząca - odpowiedziała zaskoczona jej wypowiedzią.
- Okej - odpuściła - to teraz wreszcie opowiedz mi, jak to zdołałaś powstrzymać się przed przytrzaśnięciem Liamowi nosa i jak cię wyściskał, bo nie uwierzę, że tego nie zrobił.
- Po prostu oboje na siebie nawrzeszczeliśmy, aż sytuacja z listami się nie wyjaśniła w sumie dzięki mojej mamie. Później trochę porozmawialiśmy i tyle.
Annie przewróciła oczami i ciężko westchnęła.
- Wyciśnięcie z ciebie informacji jest niemal tak łatwe i przyjemne jak wyciśnięcie resztki ketchupu znajdującego się na samym dnie prawie skończonej butelki.
- Przecudowne porównanie, Annie. Czy on nadal u was jest?
- Tak, nawet zostaje na noc, a nawet na niejedną noc.
- Zostaje u was? - Nie zdołała ukryć rozczarowania w głosie.
- Tak, Niall mu zaproponował wolny pokój, czemu masz taki, hmm, dziwny głos? - zmarszczyła brwi, dociskając słuchawkę telefonu do ucha, by słyszeć Marthę lepiej.
Blondynka odchrząknęła, próbując przywołać się do porządku i nie okazywać emocji.
- Normalny. - odpowiedziała - Wiesz, mam dziwne wrażenie, że kiedy się jutro obudzę, to wszystko będzie tylko zamglonym snem - wyznała szczerze, gdyż naprawdę bała się, że śni, że zaraz zadzwoni ustawiony w telefonie budzik i będzie musiała iść do pracy, rozczarowana, znów wracając myślami do dawnego przyjaciela.
- Chyba cię troszkę rozumiem - powiedziała Annie, nie bardzo wiedząc jak mogła upewnić ją w przekonaniu, że wszystko dzieje się naprawdę. - Nie powiedziałaś jak cię Liam wyściskał, a nie mogę przestać zastanawiać się czy Wy też zachowywaliście się jak rodzeństwo goryli, które odnalazło się po latach, oczywiście mówię o Liamie i Niallu, mnie potraktował jak jakąś bombę, której lepiej nie dotykać. - Miała nadzieję, że w ten sposób skłoni Marthę do zwierzenia się ze wszystkiego i zapomni o wszelkich obawach, ale się nie udało.
- Annie, kochanie, jesteś już bardzo zmęczona. Ze względu na dobro mojego chrześniaka radzę ci się udać do łóżeczka i pozwolić chłopcom poczuć się znów jak piętnastolatki.
- Czemu jak piętnastolatki? Nie, nie waż mi się rozłączać, bo nie zasnę! Opowiadaj! - odpowiedziała szybko, bojąc się, że dziewczyna się rozłączy.
- Powiedziałam ci już wszystko! Poza tym Ivo dobija się do mnie od dwudziestu minut.
- Nie obchodzi mnie to! - odparła szczerze. - On może poczekać, Boże, Marthy, naprawdę szkodzisz swojemu chrześniakowi, kiedy tak mnie trzymasz w napięciu!
- Annie, do jasnej chmurki, wyprowadzasz mnie powoli z równowagi. Co ja mam ci powiedzieć?
- Wzajemnie! - odgryzła się. - Wszystko! Dokładnie, nie "przyszedł, pogadaliśmy i sobie poszedł".
- Powiedział, że odwiedziłby was jutro w ciągu dnia, ale był zbyt ciekawy widoku skrzata w ciąży.
Zapadła między nimi cisza, aż w końcu Annie odpowiedziała dziewczynie obrażonym tonem.
- Dobrze, w takim razie będę sobie leżała w łóżku do trzeciej w nocy, mając postawione na zapałkach powieki, żeby nie zasnąć i będę czekała aż Niall wreszcie nie będzie mógł wytrzymać ze zmęczenia, skonany przyjdzie do sypialni i opowie mi wszystko, co usłyszał od Liama, a kiedy jutro po pracy przyjdziesz na herbatkę z syropem malinowym, to jej nie dostaniesz, bo będę odsypiała nockę.
- Chcesz mnie skłócić z narzeczonym! - zawołała, mając nadzieję, że to odstraszy dziewczynę.
- Osobiście zadzwonię do Ivo i powiem, że pokłóciłam się z Niallem i musiałam się komuś wygadać, a ty jako dobra duszyczka, martwiąca się o zdrowie bratanka bądź bratanicy, cierpliwie mnie uspokajałaś. Teraz opowiadaj.
Martha ze zrezygnowaniem westchnęła.
- Nala się na niego rzuciła.
- Dalej, dalej! - zachęciła ją Annie, ciesząc się, że wreszcie usłyszała coś nowego, choć niekoniecznie na to liczyła. - Pokazywałaś mu Nalę? A to trochę dziwne, bo Iva zawsze obszczekuje.
- Wcale go nie obszczekuje.
- Wcale. Zresztą nieważne, kontynuuj. Podpowiem, że bardziej interesują mnie relacje Martha-Liam, niekoniecznie Nala-Liam.
- Ja rozumiem hormony i te sprawy, ale zachowujesz się jakbyśmy byli historią z telenoweli.
- Lubię telenowele, opowiadaj.
- Wcale nie, to ja zawsze byłam maniaczką - Martha liczyła, że zmieni tor ich rozmowy, co z szatynką nie było trudne, ale tym razem nie dawała za wygraną.
- Nie o tym rozmawiamy. Ty mi tak na złość ciągle od tematu odskakujesz, prawda?
- Idę spać, Annie.
- Nie! Najpierw mi wreszcie opowiedz jak się odbyło wasze powitanie i w ogóle. Będę miała bardzo zestresowane dziecko przez ciebie! - odparła, naprawdę zdenerwowana tym, że tak musi wymuszać najdrobniejszą informację.
- Powiedziałam ci już wszystko!
- Boże, daj mi cierpliwości, bo zaraz wyjdę z siebie, mój duch pokona dzielące nas domy, pacnie cię w głowę, na tyle by wszystko tam poustawiać na właściwe miejsce i wróci do Niallera.
- Otworzę okno, by mógł swobodnie wlecieć. Tymczasem przesyłam buziaki dla Małego Horanka i jego mamusi. Śpijcie słodko!
- Nie licz na herbatkę! Marthy, no!
- Annie, kochanie, jest jedenasta.
- To powiedz mi te dziesięć zdań opisujących wasze spotkanie i zakończymy wreszcie tę irytującą rozmowę. Wiem! Dziesięć pytań, a Ty odpowiadasz bez wywijania się, ok?
Dziewczyna ciężko westchnęła, ale w końcu się zgodziła.
- Niech ci będzie. Byle szybko.
- Okej, pierwsze. Jak zareagowałaś kiedy go zobaczyłaś plus dokładny opis emocji poproszę.
- A co to jakaś sesja psychologiczna?!
- Bez wywijania się! - zawołała, a kiedy już to zrobiła, zaczęła mieć obawy, czy aby siedzący w salonie mężczyźni jej nie usłyszeli.
- Dobranoc, Annie.
Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, do jej uszu dotarł dźwięk przerywanego połączenia, na co w jej oczach niemal natychmiast zakręciły się łzy. Zawsze była płaczliwa, a hormony, jakie towarzyszyły ciąży, potęgowały wszelkie odczucia jeszcze bardziej. Dlatego przez kolejne piętnaście minut moczyła łzami poduszkę, aż w końcu zorientowała się, że nie ma ku temu powodów. Owszem, została niezbyt przyjemnie potraktowana, ale z pewnością nie było to warte tego, by się denerwować i ryzykować zdrowiem dziecka.
Tymczasem kilkanaście domów dalej Martha siedziała na parapecie okna wpatrując się w ledwie widoczny z tej perspektywy ocean. Cieszyła się, że wrócił Liam, ale jednocześnie zadawała sobie pytanie czemu musiał wrócić akurat teraz. Cztery miesiące przed jej ślubem z Ivo, chłopakiem, który pojawiając się w jej życiu, sprawił, że uczucie do Liama zaczęło gasnąć, dzięki któremu znów poczuła się szczęśliwa, i którego, jak się zdawało, kochała. Ale skoro tak było, czemu zastanawiała się, jak potoczyłyby się losy jej i Liama, gdyby tu został? Nie mogła przestać myśleć o słowach Annie, która porównała ją i Liama do siebie i Nialla. Owszem do pewnego czasu ich historie toczyły się podobnie, a miłość Nialla i Annie nie budziła żadnych wątpliwości. Nawet gdy po skończeniu przez blondyna liceum rozstali się na te kilka miesięcy, żadne z nich nie spojrzało na nikogo innego, a kiedy już do siebie wrócili ich miłość wydawała się jeszcze mocniejsza... jednak ich rozłąka nie trwała tak długo, Annie widywała Nialla, wiedziała, że żyje i mogła mieć nadzieję, że do siebie wrócą, a Martha? Martha nie miała o Liamie żadnych wieści od chwili, gdy wyjechał. Płomień jej miłości do niego gasł z każdym dniem, ale mimo wszystko nadal się tlił. Bała się, że uczucie znów odżyje, teraz w najmniej odpowiednim momencie, lub wpadnie w jakiś głupi sentyment i pomyli go z zauroczeniem, co zniszczy jej dwuletni związek z Ivem. Wiedziała, że nie mogła do tego dopuścić i dla własnego dobra nie powinna spotykać się z Liamem, ale już tego wieczoru nie potrafiła odgonić od siebie pewności, że gdy chłopak wyjedzie, jej serce po raz kolejny pęknie na drobne kawałki, jak z trudem posklejany wazon zrzucony z dwudziestego pierwszego piętra wysokiego wieżowca.
Tuż przed trzecią, Niall pojawił się w swojej sypialni, będąc pewnym, że jest najszczęśliwszym na świecie człowiekiem. Miał wspaniałą rodzinę, która zresztą niebawem miała się powiększyć i idealne życie, które dzięki powrotowi jego najlepszego przyjaciela stało się jeszcze bardziej idealne. Gotowy do spania miał już gasić lampkę nocną, którą zapalił parę chwil temu, kiedy zorientował się, że Annie nie śpi, co nie było normalne. Zaniepokoił się i delikatnie dotknął jej ramienia.
- Kochanie, co się stało? - zapytał zatroskany, mając wyrzuty sumienia, że jeszcze nie tak dawno śmiał się w pokoju obok, kiedy jego żona zalewała się łzami, na co niezawodnym dowodem były jej podpuchnięte, czerwone oczy, które otworzyła na dźwięk jego głosu.
- Miałam zły sen - odpowiedziała zniekształconym przez zatkany nos głosem. Nie chciała go okłamywać, ale nie potrafiła wytłumaczyć, czemu właściwie płakała.
- Czemu mnie nie zawołałaś?
- Nie chciałam przeszkadzać, zresztą, obudziłam się parę minut temu.
- Zaparzyć ci mięty czy coś? - zapytał, ziewając.
- Nie - odpowiedziała uśmiechając się i wtulając się w jego tors - już jest idealnie - dodała, przekładając przez niego rękę, by wyłączyć nadal palącą się lampkę stojącą na szafce po prawej stronie łóżka.
- Na pewno? - zapytał mocno ją obejmując i spoglądając w jej niebieskie oczy, w których delikatnie odbijało się światło księżyca.
- Tak, powinnam być dobrą żoną i zapytać o rozmowę z Liamem, ale nie obrazisz się, jeśli zrobię to jutro? - zapytała. Przy nim, jej puls niemal natychmiast się ustabilizował, emocje osłabły, a zmęczenie wróciło.
- Pewnie, też jestem wykończony, nie mogę uwierzyć, że gadaliśmy tak długo, ale mamy tyle do nadrobienia, wyobraź sobie, że on... - umilkł, zdając sobie sprawę, że już zaczął opowiadać, mimo, że zamierzał odpowiedzieć, że zrobi to jutro.
Oboje cicho się zaśmiali, ponieważ nawet na śmiech, nie mieli już sił.
- Dobranoc, Annie - pocałował żonę w usta, a kiedy się od niej odsuwał, nie był już nawet w stanie otworzyć oczu.
- Dobranoc, skarbie.
Liam tępo wbił wzrok w sufit. Nie mógł zasnąć, bo nie był przyzwyczajony do strefy czasowej Anglii, poza tym zbyt wiele emocji się w nim kłębiło. Martwił się jak będą wyglądały kolejne dni, nie wiedział czego może się spodziewać, na dodatek przyjazd jego matki był tylko kwestią czasu i nie mógł przestać zaprzątać sobie tym głowy. Miał wrażenie, że nie znał jej w ogóle, nie miał pojęcia do czego była zdolna i najzwyczajniej w świecie się tego bał. Jednak jego myśli prędko wróciły do Horanów. Do rozmowy z Niallem i Marthą, przez co na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odtwarzał w głowie wspomnienia, które tak próbował wyprzeć ze swej pamięci przez ostatnie lata, aż w końcu zasnął, po raz pierwszy od dłuższego czasu, szczęśliwy, bo owszem, jego matka była szują, ale miał wspaniałych przyjaciół, dla których nadal niewątpliwie był ważny. Jak się okazywało, zaufanie nie było tak fatalną sprawą, za jaką uważał je przez ostatnie sześć lat. Jedynie jego matka była osobą, której nie powinien ufać. Nigdy. I nie zamierzał popełnić tego błędu po raz kolejny.
~*~
Ten rozdział jest piękny, bo
a) Aniall ♥
b) Marniowy dialog, za którego współtworzenie oficjalnie dziękuję Ci Marciu, bo bez Ciebie bez wątpienia nie wyszedłby tak wspaniały, prawdziwy i bezsensowny. #takbardzomy
c) Mały Horanek :')
a Miamowych scen nie ma, jakbyś powiedziała Annie o Waszym spotkaniu, z pewnością by były, a tak, zajęłyśmy pół rozdziału gadając o pierdołach, #oops. #Twojawina #sorry
+ zaniedbuję przez Ciebie WLIL, bo mnie zmuszasz do pisania Calgonu #nieładnie
Jestem oczarowana Aniallem. Jesteście so perfect! :') Rozmowa była naprawdę zabawnym doświadczeniem i w sumie wyszła całkiem dobrze. No całkiem, haha. Brak mi Miama, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego :c Biedne czoło Liama. Można już prosić o czwórkę? *.*
OdpowiedzUsuń