Dwudziestotrzyletni
mężczyzna siedział przy swoim biurku wpatrując się w zachodzące za oknem
słońce. Niepokoił się jutrzejszym dniem i zastanawiał czy dobrze postąpił
kupując bilet lotniczy do Anglii. Nigdy nie czuł się w Los Angeles dobrze, ale
po latach spędzonych tutaj, obawiał się, że nie miał już czego szukać w rodzinnym
mieście i pewnie zrezygnowałby z powrotu, gdyby nie fakt, że nie mógł tak dalej żyć.
Odkąd tylko opuścił
Claydon, nie otrzymał od żadnego z przyjaciół nawet jednego listu, mimo, że sam
napisał ich naprawdę wiele. Każdego dnia zastanawiał się czemu tak postąpili, a im bardziej w jego głowie zacierała się o nich pamięć, tym więcej rozwiązań przychodziło mu na myśl. Pod wpływem matki, która była święcie przekonana do swojej hipotezy, zaczął nawet przypuszczać, że cała ich przyjaźń była spowodowana tylko tym, że pochodził z bogatej rodziny. Co prawda nigdy nie prosili go o
pieniądze, ale sprawiał im dość drogie prezenty na urodziny, czy z
innych okazji. Zawsze się za to na niego wściekali, lecz po tylu latach nie
umiał stwierdzić, czy nie było to aby udawane. Inną możliwością było to, że nie
widzieli sensu w kontynuowaniu znajomości, podczas gdy mieszkał w L.A.
Chwycił się za głowę,
próbując odeprzeć od siebie te myśli. Pojutrze miał się wszystkiego dowiedzieć,
dlatego też roztrząsanie tego po raz tysięczny było całkowicie bezsensowne. W końcu
sięgnął po telefon i wybrał numer matki. Musiał powiadomić ją o swoim
wyjeździe. Ojciec już wiedział, Liam pracował w jego firmie, dlatego też chłopak
poprosił go o urlop już tydzień temu, a co do matki… wiedział, że zrobiłaby
wszystko, żeby do Anglii nie pojechał. Zawsze tak było. Gdy Ben chciał wysłać
Liama w delegację do Londynu, robiła mu awanturę i kończyło się tym, że ich syn
zostawał w domu. Zastanawiało go czemu właściwie Luisa to robi, ale wiedział
też, że jest krętaczką i prawdopodobnie i tak nie wyjawiłaby mu prawdy.
Telefon do niej zostawił
na ostatnią chwilę, aby nie zdążyła nic zrobić. Ne
zdołałaby go odwieść od tego pomysłu, ale nie chciało mu się prowadzić z nią
bezsensownej dyskusji.
Przyłożył komórkę do ucha
i czekał, aż matka odbierze. Wstał z krzesła i zaczął przechadzać się po
pokoju.
- Słucham.
- Wyjeżdżam jutro do
Claydon – powiedział na wstępie. Zawisła między nimi cisza, co znaczyło,
że kobieta wybuchnie zaraz złością.
- Czemu mówisz mi o tym
dopiero teraz?! I na cholerę tam jedziesz?! Spotkać się ze swoimi kochanymi
przyjaciółmi, którzy mają cię głęboko w poważaniu odkąd tylko opuściłeś Anglię?
Miałam nadzieję, że wyrosłeś z tej naiwności. Wykorzystywali cię latami, a ty
lecisz się z nimi spotkać? – odparła ze złością.
Liam wiedział, że była przekonana o tym, że przyjaciele go wykorzystali, lecz zdawał sobie sprawę
również z tego, że była przewrażliwiona na punkcie pieniędzy. Dla niej majątek
świadczył o człowieku. Krew się w nim zagotowała, ale zachował spokój.
- To moje życie i mogę
robić co mi się spodoba, nie muszę się z niczego tłumaczyć! – krzyknął, po czym
głęboko odetchnął. – Jadę do Claydon sprzedać dom, nie zamierzam ich odwiedzać –
dodał. Po części była to prawda. Budynek, który odziedziczył po babci, stał
nieużywany. Szkoda by się marnował, ale tak naprawdę sprzedaż była tylko
wymówką przygotowaną specjalnie dla Luisy. Chciał wyjaśnić sobie wszystko z
dawnymi znajomymi, ale coś kazało mu nie wspominać o tym matce. Sam nie
wiedział czemu, lecz postanowił milczeć.
- Przecież może się tym
zająć ktoś inny – odparła wypuszczając z ulgą powietrze.
- Muszę sam ocenić stan
domu i jego wartość. Może będzie trzeba go odnowić, żeby uzyskać odpowiednią
cenę. Nie ufam pośrednikom.
- Jak wolisz, ale wróć
szybko. Dobranoc – powiedziała. Był to dla niej męczący dzień i nie miała sił
sprzeczać się z synem, zwłaszcza, że wyczuła w jego głosie pewność. Nie ustąpiłby. Zresztą uwierzyła mu, dlatego była przekonana, że chłopak nigdy nie pozna prawdy.
- Dobranoc –
odpowiedział, niczego nieświadomy blondyn.
Usiadł ponownie przy
biurku i wpatrywał się przez chwilę w wiszące przed nim zdjęcie przedstawiające
Liama obejmującego Marthę i Nialla. Obok blondynki siedziała Annie trzymająca
ją pod rękę, a za nimi stali Harry, Lou i Zayn. Wszyscy wydawali się być
szczęśliwi. Fotografia została zrobiona przez panią Horan, zanim jeszcze Liam
dowiedział się o przeprowadzce. Powiesił ją, kiedy tylko zaczął wypakowywać
walizki i mimo, że wielokrotnie miał ochotę ją roztłuc, nigdy nawet na chwilę
nie zdjął jej ze ściany.
Teraz jednak to zrobił.
Tak naprawdę bał się tego, czego może dowiedzieć się w Claydon. Mógł usłyszeć,
że był fajnym kolegą, ale ich znajomość pewnie i tak zaraz by się rozpadła,
więc postanowili zrobić to od razu. Kłamali mu, że będą pisać, żeby wesprzeć go
jakoś na duchu.
Po powrocie nie mógłby patrzeć na to zdjęcie, dlatego na wszelki wypadek schował je do najniższej szuflady biurka po tym, jak przez piętnaście minut przyglądał się mu zastanawiając jak mogli zmienić się jego przyjaciele przez te lata.
Po powrocie nie mógłby patrzeć na to zdjęcie, dlatego na wszelki wypadek schował je do najniższej szuflady biurka po tym, jak przez piętnaście minut przyglądał się mu zastanawiając jak mogli zmienić się jego przyjaciele przez te lata.
Następnego dnia Liam wstał dobrze po dziesiątej, przez co był zły na samego siebie. Całą noc spędził na rozmyślaniu o minionym czasie i teraz musiał w biegu pakować walizki. Samolot miał o godzinie dwudziestej pierwszej, ale odprawa i dojazd również zajmowały sporo czasu, więc musiał się naprawdę pośpieszyć. Przeklął, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, ale wyszedł z sypialni i otworzył gościowi.
- Cześć, Liam! - uśmiechnęła się rudowłosa opierając o futrynę. Była ubrana w krótką czerwoną sukienkę, do której dopasowane miała wysokie szpilki, a na ramionach miała niewątpliwie prawdziwe, białe futro. Ludzie jej kroju nie chodzili w nędznych podróbkach. Amanda była kobietą, o której marzył niejeden, ale Liama odstraszała. Patrząc na nią, miał czasem wrażenie, że widzi młodszą wersję własnej matki, z którą zresztą świetnie się dogadywała. Wolała spędzać czas na kawie z Luisą niż jakąkolwiek koleżanką z uczelni, chodź każda z nich przewyższała rudowłosą inteligencją. Nie oszukujmy się, Amanda nie dostała się na uniwersytet za dobre wyniki w nauce.
- Hej - odparł, próbując uśmiechem zakryć zażenowanie.
Nie czekając na pozwolenie, dziewczyna wkroczyła do środka i położyła dłonie na torsie blondyna, zamierzając zaproponować mu swoje towarzystwo podczas urlopu, który, jak się dowiedziała od Luisy, miał spędzić w Anglii.
- Hej - odparł, próbując uśmiechem zakryć zażenowanie.
Nie czekając na pozwolenie, dziewczyna wkroczyła do środka i położyła dłonie na torsie blondyna, zamierzając zaproponować mu swoje towarzystwo podczas urlopu, który, jak się dowiedziała od Luisy, miał spędzić w Anglii.
Gdyby nie był tak zdenerwowany wyjazdem, pewnie spróbowałby łagodnie wyjaśnić jej, że nie jest nią zainteresowany. Miał jednak dość ciągłego powtarzania jej tego samego, a stres sprawiał, że zirytowała go jeszcze bardziej.
- Jezu, Amanda, przestań! Zachowujesz się jak dziwka, wiesz?! - wybuchnął. Uważał tak od dawna. Zawsze zachowywała się przy nim prowokacyjnie i naprawdę działało mu to na nerwy, ale nie lubił ranić ludzi, dlatego starał się ją po prostu ignorować, dziś jednak nie mógł.
- Nie pozwalaj sobie - warknęła ostrzegawczo. W rzeczywistości nie lubiła Liama, ale jej rodzice i Luisa koniecznie chcieli zrobić z nich parę. Wiedziała, że miał odziedziczyć po ojcu firmę, więc gdyby został jej mężem, z pewnością nigdy nie brakowałoby im pieniędzy.
Liamowi trudno było w to uwierzyć, ale jedynym, co dostrzegł w niebieskich oczach dziewczyny, była wściekłość. Żadnej urazy, bólu, nic.
- A jak mam to nazwać? Odkąd cię poznałem robisz wszystko, żeby zaciągnąć mnie do łóżka, choć nic o mnie nie wiesz. Znajdź sobie kogoś, kto na takie coś poleci, a teraz cię przepraszam, ale wyjeżdżam i muszę się spakować. Żegnam. - Otworzył przed nią drzwi, już mając wyrzuty sumienia z powodu własnego postępowania.
- Wiesz, Liam, twoja matka uważa, że byłabym dla ciebie idealną żoną.
- Nie obchodzi mnie jej zdanie.
- Ale ona zawsze stawia na swoim, Liam. Nawet nie masz pojęcia jak słabo ją znasz.
Podniosła mu ciśnienie, ale cierpliwie czekał aż wyjdzie. Gdyby cokolwiek powiedział wdałby się z nią w dyskusję, a nie miał na to czasu. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że bawiło ją jego zachowanie. Wiedziała czemu urwał mu się kontakt z przyjaciółmi i może nawet by mu to powiedziała, chociażby po to, żeby go zranić i zemścić się za to, co powiedział jej chwilę temu. Stwierdziła jednak, że bardziej go zaboli, kiedy dowie się wszystkiego na miejscu, dlatego po prostu opuściła mieszkanie.
Siedząc w samolocie, blondyn wpatrywał się w chmury i był nieco przygnębiony. Zdał sobie sprawę, że o jego wyjeździe wiedzą tylko rodzice i Amanda... nikogo więcej nie obchodził. Owszem miał w L.A. znajomych, ale z nikim nie nawiązał przyjaźni. Koledzy z uczelni zniknęli z jego życia wraz z końcem edukacji, a ludzie z którymi pracował, prawie nie odzywali się do niego, kiedy był na urlopie. Był osobą, z którą miło było porozmawiać, ale nikt nie oczekiwał od niego niczego więcej. Może sam był sobie winien? Nie umiał ponownie zaufać. Co nie zmieniało faktu, że było mu przykro.
Po jedenastu godzinach lotu, pasażerowie zaczęli wysiadać. Na lotnisku czekali na nich bliscy. Liam stał w miejscu, rozglądając się po pomieszczeni i nie zwracał uwagi na marudzenie ludzi, którym zagradzał drogę, nie poczuł, kiedy ktoś upuścił na jego nogę bagaż. Nie mógł uwierzyć, że wszystko wygląda zupełnie tak, jak wtedy kiedy wyjeżdżał, podczas, gdy jego życie wywróciło się przez ten czas do góry nogami. Spojrzał na swoje stopy i uświadomił sobie, że po raz pierwszy od ponad pięciu lat postawił je na ojczystej ziemi i gdzieś w głębi serca, mimo wszystko, czuł, że jest tam, gdzie być powinien.
Denerwował się podczas jazdy taksówką do Aberporth, gdzie mieszkało jego wujostwo. Ustalił z nimi wcześniej, że pożyczą mu samochód, który przed wyprowadzką oddali im jego rodzice, więc wiedzieli, że przybędzie. Czuł się dziwnie, bo nie był w ich domu przez cały pobyt w L.A. Zawsze to oni go odwiedzali. Wiedział, że zachowuje się niegrzecznie, kiedy odmówił im zjedzenia z nimi kolacji, ale spieszyło mu się do Claydon. Wyruszył w drogę zaraz po wypiciu gorącej herbaty i zatrzymał się dopiero pod domem Horanów.
Mimo, że od dawna czekał na ten moment, bał się wyjść z auta i nie był już tak pewny swojego postępowania. Ponownie zaczął się katować przypuszczeniami i dopiero po kwadransie opuścił wnętrze granatowego chevroleta. Wolnym krokiem ruszył w stronę domu i niepewnie zapukał w drzwi.
- Nie pozwalaj sobie - warknęła ostrzegawczo. W rzeczywistości nie lubiła Liama, ale jej rodzice i Luisa koniecznie chcieli zrobić z nich parę. Wiedziała, że miał odziedziczyć po ojcu firmę, więc gdyby został jej mężem, z pewnością nigdy nie brakowałoby im pieniędzy.
Liamowi trudno było w to uwierzyć, ale jedynym, co dostrzegł w niebieskich oczach dziewczyny, była wściekłość. Żadnej urazy, bólu, nic.
- A jak mam to nazwać? Odkąd cię poznałem robisz wszystko, żeby zaciągnąć mnie do łóżka, choć nic o mnie nie wiesz. Znajdź sobie kogoś, kto na takie coś poleci, a teraz cię przepraszam, ale wyjeżdżam i muszę się spakować. Żegnam. - Otworzył przed nią drzwi, już mając wyrzuty sumienia z powodu własnego postępowania.
- Wiesz, Liam, twoja matka uważa, że byłabym dla ciebie idealną żoną.
- Nie obchodzi mnie jej zdanie.
- Ale ona zawsze stawia na swoim, Liam. Nawet nie masz pojęcia jak słabo ją znasz.
Podniosła mu ciśnienie, ale cierpliwie czekał aż wyjdzie. Gdyby cokolwiek powiedział wdałby się z nią w dyskusję, a nie miał na to czasu. Nie zdawał sobie wtedy sprawy, że bawiło ją jego zachowanie. Wiedziała czemu urwał mu się kontakt z przyjaciółmi i może nawet by mu to powiedziała, chociażby po to, żeby go zranić i zemścić się za to, co powiedział jej chwilę temu. Stwierdziła jednak, że bardziej go zaboli, kiedy dowie się wszystkiego na miejscu, dlatego po prostu opuściła mieszkanie.
Siedząc w samolocie, blondyn wpatrywał się w chmury i był nieco przygnębiony. Zdał sobie sprawę, że o jego wyjeździe wiedzą tylko rodzice i Amanda... nikogo więcej nie obchodził. Owszem miał w L.A. znajomych, ale z nikim nie nawiązał przyjaźni. Koledzy z uczelni zniknęli z jego życia wraz z końcem edukacji, a ludzie z którymi pracował, prawie nie odzywali się do niego, kiedy był na urlopie. Był osobą, z którą miło było porozmawiać, ale nikt nie oczekiwał od niego niczego więcej. Może sam był sobie winien? Nie umiał ponownie zaufać. Co nie zmieniało faktu, że było mu przykro.
Po jedenastu godzinach lotu, pasażerowie zaczęli wysiadać. Na lotnisku czekali na nich bliscy. Liam stał w miejscu, rozglądając się po pomieszczeni i nie zwracał uwagi na marudzenie ludzi, którym zagradzał drogę, nie poczuł, kiedy ktoś upuścił na jego nogę bagaż. Nie mógł uwierzyć, że wszystko wygląda zupełnie tak, jak wtedy kiedy wyjeżdżał, podczas, gdy jego życie wywróciło się przez ten czas do góry nogami. Spojrzał na swoje stopy i uświadomił sobie, że po raz pierwszy od ponad pięciu lat postawił je na ojczystej ziemi i gdzieś w głębi serca, mimo wszystko, czuł, że jest tam, gdzie być powinien.
Denerwował się podczas jazdy taksówką do Aberporth, gdzie mieszkało jego wujostwo. Ustalił z nimi wcześniej, że pożyczą mu samochód, który przed wyprowadzką oddali im jego rodzice, więc wiedzieli, że przybędzie. Czuł się dziwnie, bo nie był w ich domu przez cały pobyt w L.A. Zawsze to oni go odwiedzali. Wiedział, że zachowuje się niegrzecznie, kiedy odmówił im zjedzenia z nimi kolacji, ale spieszyło mu się do Claydon. Wyruszył w drogę zaraz po wypiciu gorącej herbaty i zatrzymał się dopiero pod domem Horanów.
Mimo, że od dawna czekał na ten moment, bał się wyjść z auta i nie był już tak pewny swojego postępowania. Ponownie zaczął się katować przypuszczeniami i dopiero po kwadransie opuścił wnętrze granatowego chevroleta. Wolnym krokiem ruszył w stronę domu i niepewnie zapukał w drzwi.
~*~
Jest krótki, więc wyjątkowo masz tydzień wcześniej i się ciesz :P
WYJĄTKOWO!
Nie przyzwyczajaj się.
Nie komentowałam WLILa, bo naprawdę się już do tego dziś nie nadaję i już się zastanawiam, co przeoczyłam tym razem, ale... AWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW! Liam moim ideałem, aniołem, cudem, ja chcę już Miama. NO ALE jak można skończyć w takim momencie? Teraz będę każdej nocy widzieć, jak drzwi otwiera mu zdziwiony Niall, obejmują się po męsku, a potem wchodzą do kuchni, gdzie Marta wstaje zszokowana od stołu, upuszczając resztkę grzanki z masłem na talerz i nie wie, co ze sobą zrobić. A Liam patrzy zafascynowany i zastanawia się, jak mogła się jednocześnie tak zmienić i wcale nie zmienić. CZY TY TO WIDZISZ?! Niszczysz mnie niepewnością. Ale cofnijmy. Louisa chyba podkopciła pomysł Zgredkowi i chowała wszystkie listy z UK, które przychodziły do Liama. Podła żmija. Tak czuję, że Amanda będzie mącić między Liamem i Martą gdzieś później, idiotka. Co prawda z polecenia tej wyszminkowanej pipidówy, ale jednak. Jeny, Calgon to najpiękniejsza rzecz ever.
OdpowiedzUsuńKocham Cię, Aneczka! ♥