18.10.2014

Prolog.

       Przed dwupiętrowym żółtym budynkiem stał wysoki blondyn, kurczowo zaciskając w prawej dłoni klucz. Niewielki przedmiot był całą jego nadzieją, jedyną rzeczą, dzięki której chłopak był w stanie stać na werandzie na własnych nogach. Czerpał z niego siłę, która była potrzebna by nie rozpłakał się i nie położył na ziemi, buntując przed złem, jakie miało go spotkać. Klucz bowiem był gwarancją, że kiedyś wróci do ukochanego Claydon. Wiedział, że upłyną lata zanim to się stanie, ale wiedział, że wróci i to było najważniejsze.
- Liam, pośpiesz się, do cholery! Zaraz spóźnimy się na samolot! - warknęła czterdziestoletnia blondynka, pakując ostatnią torbę do bagażnika granatowego chevroleta.
      Liam nigdy nie był złym dzieckiem, ale w tej chwili to jedno zdanie przelało kielich goryczy, jaka gromadziła się w jego sercu od chwili, gdy dowiedział się, że jego matka dostała awans i całą rodziną przeprowadzają się do Los Angeles. Starał się być wdzięczny wobec rodziców, w końcu nigdy niczego mu nie brakowało, ale w tym momencie nie potrafił pohamować złości.
- Nienawidzę cię - wyszeptał tak, by go nie usłyszała i odwrócił się w stronę auta.
       Był zły, że kobieta żałuje mu ostatnich chwil w rodzinnym mieście tylko dlatego, że tak spieszyło jej się do cholernego Los Angeles. Doskonale wiedział, że gdyby rzeczywiście groziło im spóźnienie się na samolot, władowałaby go do samochodu choćby siłą.
      Nic jednak nie powiedział. Wiedział, że to nie miałoby sensu, jego uczucia były tu nieistotne. Nieważne było to, że zostawia tu wszystko, co uważał za wartościowe... przyjaciół, szkołę, dziewczynę, którą kochał. Czuł się upokorzony, bo 'miał wybór' i tym samym kobieta, która go urodziła pokazała mu jak wielkim jest tchórzem, bo nie musiał wyjeżdżać do Los Angeles i prowadzić tam luksusowego życia. Mógł pozostać w Claydon, w domu, który w spadku zostawiła mu babcia. Musiałby jednak porzucić szkołę i iść do pracy, bo Luisa Payne postawiła sprawę jasno. Albo Liam jedzie z nimi i ma wszystko czego chce, albo zostaje tutaj i żyje na własną rękę. Miał osiemnaście lat, znalazł się w potrzasku i nie wiedział co robić. Pragnął tutaj zostać, ale nie chciał podejmować decyzji, która mogła zniszczyć całą jego przyszłość. Może nie był kujonem, ale nie należał do najgłupszych. Nie chciał kończyć edukacji po liceum. Poparty przez przyjaciół poszedł za głosem rozsądku, co przyprawiło o łzy każdego z nich. Niall, Zayn, Lou, Harry, Martha i Annie byli załamani perspektywą jego odejścia. Najgorzej znosili to Niall i jego siostra. Blondyn był jego najlepszym przyjacielem, a Martha... Martha była tą, która skradła jego serce.
       Gdy usłyszał kroki, nie musiał nawet podnosić wzroku, by wiedzieć, że to ona.
- Liam poczekaj! - zawołała przerażona widząc, że chłopak zbliża się do samochodu.
       Bieg, jakim puścił się w jej stronę był rzeczą wręcz nie do uwierzenia dla każdego, kto widział jego tempo inwalidy, jakim chwilę temu poruszał się w stronę auta. Dziewczyna rzuciła się w jego ramiona, a on mocno ją przytulił, wylewając na nią całą tęsknotę jaką czuł od wczorajszego wieczora. Był niewymownie wdzięczny Bogu za tę ostatnią krótką chwilę, jaką mogli spędzić razem. Nawet nie zwrócił uwagi na matkę, która gotowała się ze złości na niego i ojca, który z kolei złościł się na swą małżonkę, gdyż w głębi serca wiedział, że cała ta przeprowadzka była jedynie pretekstem by rozdzielić jego syna z przyjaciółmi. Przez to, że temu nie zapobiegł stracił szacunek do samego siebie. Jednak teraz nie uległ żonie i wyraźnie zażądał by pozwoliła chociaż pożegnać się nastolatkom. Chciał tym przytłumić wyrzuty sumienia, ale niestety, to nie wystarczyło.
      Blondyn nie zauważył pełnego poczucia winy spojrzenia ojca. Skupił się na Marthcie. Pragnął wykorzystać ostatnie wspólne sekundy najlepiej jak się dało. Chciał zapamiętać jak to jest trzymać to drobne ciało w ramionach, zapamiętać jej zapach, jej blond włosy łaskoczące go w brodę. Myślał, że tym zaspokoi choć na chwilę swą tęsknotę, jednak miało to zupełnie odwrotny skutek.
- Będziesz do nas pisał? - zapytała nieco się od niego odsuwając, by spojrzeć na niego zapłakanymi, zielonymi oczami.
- Oczywiście, mam nadzieję, że wy do mnie też.
- Nawet nie myśl, że będzie inaczej - wyszlochała.
       Cała siła, jaką budował w sobie przez ostatni miesiąc, cała otucha znikła, kiedy blondynka rozpaczliwie wtuliła się w jego ciało, mocno chwytając poły jego skórzanej kurtki, zupełnie jakby zaraz miał jej uciec, co właściwie było prawdą. Przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej, pewien, że nie zdoła odejść.
       Trwali w uścisku długą chwilę, która obojgu wydawała się sekundą, bo czym było kilka minut w porównaniu do lat, które mieli spędzić na różnych kontynentach? Liam wiedział, że za chwilę naprawdę będzie musiał odejść, dlatego odsunął się nieco od dziewczyny i otarł z jej policzków łzy, lecz zaraz na ich miejscu pojawiły się nowe. Martha czując, że chłopak się odsunął, ścisnęła materiał jego kurtki jeszcze mocniej.
- Wrócę, Martha. Obiecuję, że wrócę - powiedział skupiając wzrok na niej.
      Nie myśląc o konsekwencjach, o tym jaki zadaje ból im obojgu, pochylił się nad dziewczyną i zdobył się na to, czego bał się zrobić od dawna. Złożył na jej drżące od płaczu ustach pocałunek smakujący słonymi łzami, które teraz płynęły już z oczu ich obojga.
- A teraz mnie tak po prostu zostawisz? - wyłkała jeszcze bardziej załamana.
- Przepraszam, chciałem, byś wiedziała zanim odjadę - odpowiedział cicho. Nie dodał jedynie, że po prostu bał się, że nigdy więcej nie nadarzy się okazja by dowiedziała się o jego uczuciach. Pochylił się do jej ucha tak, by jego słowa usłyszeli tylko oni.
- Kocham cię.
      Zanim zdążyła mu odpowiedzieć pocałował jej dłoń i zniknął we wnętrzu granatowego chevroleta, zostawiając ją oszołomioną przed domem.

     Luisa siedziała za kierownicą wściekła, że musiała być świadkiem tak ohydnej sceny. Usta pokryte jaskrawo czerwoną szminką wykrzywiły się jednak w krzywym uśmiechu satysfakcji, kiedy dotarło do niej, że to koniec. Koniec znajomości jej syna z tymi ludźmi.

~*~
Witam na Miamowo-Aniallowym blogu :)
Miło jest wrócić do pisania, życzcie mi mnóstwa pomysłów, bo szczerze mówiąc nie jestem pewna tej historii. Szczegółów dowiecie się z zakładki 'o opowiadaniu', którą zaraz uzupełnię, ponieważ przez Martę-podglądacza musiałam ją usunąć. Ten Podglądacz ma również PrzedCalgon wspaniały, więc czekamy, aż gdzieś go udostępni :')
Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć pierwszy rozdział i pojawi się za dwa tygodnie, może nawet uda mi się zrobić jakiś zapas?
Do napisania! :) xx

5 komentarzy:

  1. Nie tylko ja przeżywam ten prolog - mój brzuch też. Nie mogłam przestać się uśmiechać, jednocześnie jednak moje serduszko kurczyło się z każdym następnym zdaniem. To niesamowite uczucie - czytać o Nich w internecie, czytać o Nich spod Twojego pióra. Liam. Mój kochany Liam, niewyidealizowany ideał. Cieszę się, że kreujesz go tak.. tak ludzko. Z własnymi obawami, strachem i zrezygnowaniem. Jego matka jest tutaj typowym czarnym charakterem i w pełni przypomina mi oryginał jej imienniczki. Mam nadzieję, że w ciągu następnych rozdziałów dowiemy się, jakie ona ma powody do nienawiści, jaką chyba darzy wybrankę syna. Na temat jej samej na razie się nie wypowiem, ciekawe czy jej okulary też poplamiły się od łez. Boże (przepraszam, muszę zgrzeszyć ten jeden raz), MIAM! Kocham. Kocham kocham koooooochaaaaaam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że musimy się przyzwyczaić do moich opóźnionych reakcji. W każdym bądź razie dopiero za trzecim lub czwartym czytaniem zrozumiałam, że ON JEJ WYZNAŁ MIŁOŚĆ. Nie wiem, co mi kazało tak sądzić, ale jakoś tak wcześniej wydawało mi się, że oni są parą. A NIE SĄ! Biedna, zaszokowana Martha, której życie straciło sens. Ryczałabym, oj, ryczałabym.
    Kocham. Kocham kocham koooooochaaaaaam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Przepraszam, chciałem, byś wiedziała zanim odjadę'' aka ,,chciałem Ci zadać jeszcze większy ból, tak żebym nie cierpiał najbardziej''. Oops
    Kocham. Kocham kocham koooooochaaaaaam!

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,Zanim zdążyła mu odpowiedzieć pocałował jej dłoń(...)'', Liaś jaki szarmancki *.*
    Kocham. Kocham kocham koooooochaaaaaam!

    OdpowiedzUsuń