Annie ruszyła w stronę wyjścia z kuchni, zostawiając siedzących przy
stole mężczyzn. Odkąd tylko w domu pojawił się Liam, nie mogła doczekać się
rozmowy z Marthą. Chłopak wydawał się być w innym świecie. Prawie nie tknął
kolacji, a teraz z uśmiechem opowiadał o swojej pracy, niekoniecznie go
zadawalającej, dlatego też pilnie słuchający go Niall kompletnie nie rozumiał
jego radości.
- Idę do Marthy - poinformowała
Annie, wychodząc na korytarz. Spodziewała się, że mąż przyjmie to do
wiadomości, zbyt zajęty rozmową i jedzeniem placków, by w jakikolwiek sposób to
skomentować, a ona spokojnie wyjdzie, lecz Niall zerwał się z krzesła zaraz po
usłyszeniu jej słów.
- No chyba żartujesz. O tej
porze? - zapytał, pojawiając się obok niej.
- Niall, nie ma jeszcze nawet
ósmej - odparła, zakładając na stopy białe adidasy na niskim koturnie.
- Ale robi się ciemno, a jak się
zagadasz, to wrócisz koło dziesiątej.
- Niall - powiedziała błagalnie,
na co jej mąż westchnął.
- Zawiozę cię, marudo -
postanowił, sięgając po swoje buty. - I masz do mnie zadzwonić, żebym po ciebie
przyjechał. - Nie był zadowolony z tak późnego wychodzenia Annie z domu, ale po
dzisiejszym dniu nie miał sumienia sprawiać jej kolejnej przykrości. Poza tym
wiedział, że Marthy zapewne potrzebowała się wygadać i nie chciał odbierać jej
tej możliwości.
Szatynka, stojąc na schodkach, pomachała do siedzącego w samochodzie
Nialla i zapukała w drewniane drzwi. Chwilę trwało, zanim otworzyła jej
Dorothy, którą synowa najwyraźniej oderwała od jakiegoś ważnego zajęcia.
- Dzień dobry, mamo. Jest może
Marthy?
- Cześć, Annie, tak, jest w
pokoju - odparła, kierując się do kuchni. - Przepraszam, ale ryba mi się pali.
Annie
zrzuciła z nóg buty, nawet nie rozwiązując sznurówek. Jak na kobietę w ciąży,
bardzo energicznie pokonała schody i bez pukania wpadła do doskonale znanego
jej pokoju.
- Cześć! - zawołała z szerokim
uśmiechem, siadając na łóżku obok Marthy, która właśnie sprawdzała coś w
komórce.
- Annie? - zdziwiła się,
odkładając telefon.
- Nie, Taylor Swift - odparła, na
co blondynka wywróciła oczami.
- Gdybym była dzisiaj wredna,
zarzuciłabym ci całodobową kontrolę.
- A nie jesteś dzisiaj wredna?
Jaką kontrolę? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nie zgrywaj niewiniątka, Liam
wypaplał, że go na mnie nasłałaś. - Mimo usilnych starań nie była w stanie
zwalczyć cisnącego się na usta uśmiechu.
- Biorąc pod uwagę obecny wyraz
twojej twarzy i minę Liama, kiedy od ciebie wrócił... rzeczywiście, popełniłam
zbrodnię roku - zironizowała.
- Nie licz, że w sądzie wezmą
twój błogosławiony stan za okoliczności łagodzące.
- Stylowe wdzianko – zmieniła temat,
zwracając uwagę o za dużą o kilka rozmiarów szarą bluzę, którą miała na sobie
jej rozmówczyni.
Dziewczyna zerknęła na dół, by zobaczyć, co ma na sobie.
- Ostatni krzyk mody, nie
wiedziałaś?
- Mówisz? - Podejrzliwie uniosła do
góry brwi. - W sumie możliwe, jestem pewna, że rano taką samą miał na sobie
Liam. Tyle, że wrócił bez niej - dodała, wbijając wzrok w przeciwległą ścianę,
udając, że pogrążyła się we własnych myślach. - Ciekawe co się z nią stało.
- A widzisz, bo Liam jest na
bieżąco z najnowszymi trendami. Jest też uroczym naiwniaczkiem, więc pewnie ją
oddał jakiejś zmarzniętej osóbce.
Kąciki
ust Annie uniosły się do góry jeszcze bardziej. Była dość zaskoczona ostatnim
zdaniem blondynki. Zawsze to ona musiała wyciskać z niej wszelkie informacje, a
dziś Martha sprawiała wrażenie wyjątkowo chętnej do zwierzeń.
- Swoją drogą, widzę, że uroczy
naiwniaczek poprawił ci humor. Nawet bardzo.
Marthy
jedynie wzruszyła ramionami.
- Lepiej powiedz, jak się miewa
mały Horanek - zmieniła temat, znacząco patrząc na wypukły brzuch szatynki.
- Mały Horanek ma się wspaniale.
Lepiej powiedz, jak się miewa Liam. Mieszka z nami, a i tak więcej czasu spędza
z tobą.
- Przesadzasz. Poza tym nie
powtórzę, kto go do mnie wysłał. Powinnam ci złoić skórę, jak mogłaś skazać go
na pocieszanie twojej zaryczanej szwagierki? Nie wspominając już nawet o tym,
jak ja wyglądałam.
Annie
delikatnie się uśmiechnęła widząc, jak jej przyjaciółka próbuje poskromić swoją
radość, co kompletnie jej nie wychodziło. Dawno nie widziała jej tak
szczęśliwej.
- Wiesz, ja nie mam pojęcia, co
takiego ma w sobie Liam, ale moje pocieszanie z pewnością nie przyniosłoby
takich efektów jak jego, a ktoś ci pomóc musiał. Gdyby nie fakt, że masz
narzeczonego, miałabym pewne podejrzenia, ale w tej sytuacji... - Bezradnie
wzruszyła ramionami i znacząco spojrzała na Marthę.
Na jego
wspomnienie kąciki ust Marthy opadły w mgnieniu oka. Westchnęła głośno,
opierając się o ścianę.
- Zadzwonił dziś - mruknęła,
spuszczając wzrok na swoje dłonie.
- O rany! - Uśmiech znikł również
z twarzy Annie. - I jak?
- Nie odebrałam - przyznała
cicho, nadal unikając wzroku przyjaciółki.
Annie
ze zmieszaniem wpatrywała się w dywan, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Powiesz mi dlaczego? -
zapytała, nie będąc pewna czy powinna to robić. Martha często mijała się z
prawdą, lub zmieniała temat, jeśli nie chciała o czymś mówić, dlatego w
rozmowach, szatynka już dawno nauczyła się dawać jej wolną wolę. Dzięki temu
czasem nie wiedziała, co gnębi jej przyjaciółkę, lecz jeśli już Martha jej się
zwierzała, miała pewność, że słyszy prawdę.
- Cały dzień spędziłam z Liamem -
wyjaśniła krótko. - Wiem, miałam mu powiedzieć - dodała szeptem, a wspomnienie
porannej kłótni z bratem uderzyło w nią gorącą falą.
- Okay, rozumiem, a teraz mam
dobrą wiadomość - odparła, chcąc jakoś ją pocieszyć. - Udało mi się przekonać
Nialla, by się nie wtrącał. Ciężko było, ale nic Liamowi nie powie i nie będzie
też naciskał na ciebie.
Zapadła chwila ciszy.
- Nie powinnam go okłamywać.
- Cóż... w końcu i tak się dowie,
ale nie będę ci mówić co powinnaś, a czego nie, bo sama nie mam pojęcia co bym
w takiej sytuacji zrobiła.
- To jest żadna sytuacja, Annie.
Moje głupie zatajanie prawdy doprowadziło tylko do tego, że pokłóciłam się z
bratem, a Ivo chyba zapomniał, że istnieję, bo w odpowiedzi na moje setki
telefonów wykonał dokładnie jeden.
- Tak, ale zataiłaś tę prawdę z
jakiegoś powodu. Mam rozumieć, że zamierzasz mu powiedzieć? - zapytała,
przeszywając blondynkę spojrzeniem.
- Może porozmawiamy o czymś
przyjemniejszym, co?
Annie
jednak nie była do tego skłonna. Sprawa była zbyt poważna, by zostawiać Marthę
samej sobie.
- Nie obraź się, Marthy, pytam
tylko, by się upewnić - zaczęła niepewnie. - Jesteś pewna, że chcesz wyjść za
Ivo?
- Gdybym nie była, nie
przyjęłabym zaręczyn - odparła natychmiast.
- Tak, ale wtedy nie było Liama.
Nigdy ci tego nie mówiłam, ale... - zamilkła na moment, nadal nie będąc pewna,
czy powinna to mówić. - Strasznie się zmieniłaś po jego wyjeździe, zamknęłaś
się w sobie, nie chciałaś nigdzie wychodzić, musieliśmy cię z Niallem wręcz
zmuszać, żebyś gdzieś z nami poszła i nie wiem ile godzin spędziłam na
namawianiu cię, zanim wreszcie zgodziłaś się iść na kolację z Ivem.
Przepraszam, ale wasz związek też jest nieco dziwny, bez obrazy. Ivo cały czas
siedzi w pracy, albo nad papierami, a tobie zdaje się to wcale nie
przeszkadzać. Myślałam jednak, że może tak musi być, może już nigdy nie zaufasz
w stu procentach żadnemu facetowi, a tu bach, wrócił Liam i nagle mam wrażenie,
że wróciła moja piętnastoletnia przyjaciółka. Po raz pierwszy od sześciu lat
widzę, że jesteś szczęśliwa i nie mam w związku z tym żadnych wątpliwości. Może
masz rację, może ja sobie coś uroiłam, ale się martwię i... nie chciałabym,
żebyś spędziła resztę życia z kimś, kogo nie kochasz. Wiem, że pewnie nie
chcesz o tym mówić, ale proszę cię, naprawdę, zastanów się nad tym.
Blondynka
zakryła dłońmi twarz, próbując powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Annie
widząc to, przytuliła ją, nie wiedząc co robić. Mimo wszystko nie żałowała
swoich słów.
- Ale ja go kocham, Annie.
Szatynka
nie wiedziała kogo dotyczyło ostatnie zdanie jej przyjaciółki i odnosiła dziwne
wrażenie, że sama Martha też tego nie wiedziała. Nie zamierzała jednak dopytywać.
Annie
podała blondynce kubek z gorącą herbatą i usadowiła się wygodnie na swoim
poprzednim miejscu. Teraz, gdy Martha się uspokoiła, nie wiedziała czy powinna
wznowić rozmowę, czy może zacząć mówić kompletnie o czymś innym. Była jednak
zbyt ciekawa co dzieje się między Marthą, a Liamem, by po prostu dać sobie
spokój. Upiła łyk napoju i wreszcie się odezwała, mając nadzieję, że w którymś
momencie blondynka się wygada.
- Okay, to jak się udał dzień z
Liamem?
Na
dźwięk jego imienia, na zapłakaną twarz Marthy powrócił delikatny uśmiech.
- Byliśmy na spacerze, stąd ta
bluza.
- Pewnie przegadaliście kilka
godzin? - zapytała, również się uśmiechając.
- Tak. Byliśmy też u niego w
domu, choć ledwo go widać pod kurzem i pajęczynami.
- I jak wrażenia? Jejku, nie mogę
się doczekać, aż go odremontuje... - zaczęła z ekscytacją w głosie. - Choć
wtedy pewnie wróci do L.A - dodała ze smutkiem, zagryzając wargę.
- Pewnie tak. Chociaż... -
zaczęła, lecz zaraz ugryzła się w język, zaciskając mocno usta. - Obiecałam, że
pomogę mu umeblować dom - powiedziała szybko, by odwrócić uwagę szwagierki.
- Wow, nie wiedziałam, że znasz
się na takich rzeczach...
- Chyba się z tym trochę
wygłupiłam - przyznała, a na jej twarzy pojawił się zabawny grymas.
- Tak? - zapytała, oczekując
dokładniejszych wyjaśnień.
- Mój zmysł dekoratorski kończy
się, gdy wchodzę do sklepu. Dobrze wiesz, jak bardzo zdecydowana jestem.
- Tak, to prawda. W takim razie
czemu mu to zaproponowałaś? - Annie drążyła temat.
- Jakoś tak samo wyszło.
- Jasne - mruknęła tylko,
znaczącym uśmiechem, dając jej do zrozumienia, że ma własne podejrzenia.
- Annie! - wrzasnęła nagle,
śmiejąc się. - Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki Liam jest zboczony! On się w
ogóle w tej kwestii nie zmienił! Biedak, młodość w naszym towarzystwie
odcisnęła na nim piętno.
- Czekam na szczegóły! -
odkrzyknęła z radością Annie, wbijając zaciekawione spojrzenie w przyjaciółkę.
- Musisz go kiedyś zaprosić na
lody, zobaczysz.
- Ja mam męża - odparła z powagą.
- A ja narzeczonego, co jakoś nie
wyklucza lodów z przyjacielem! - zaoponowała Martha. - Znaczy wiesz, lodów na
gałce - poprawiła się szybko. - Albo włoskich, mogą też być kręcone, jak kto
woli.
Annie
wybuchła głośnym śmiechem, rozbawiona tłumaczeniami dziewczyny. Zajęło jej
chwilę, zanim wreszcie zdołała przemówić.
- Po pierwsze, ze mną Liam nie
jest taki chętny do wyjścia, po drugie, bądźmy szczerzy, do mnie by z żadnym
takim tekstem nie wyjechał, po trzecie, ani ja, ani Niall, nie zauważyliśmy,
żeby był zboczony, więc słucham, co on ci powiedział? - zapytała. - Albo
zrobił?
- Daj spokój, bo i tak tego
dobrze nie przytoczę. Poza tym na pewno z wami chętnie gdzieś wyjdzie -
zaperzyła się, lecz po chwili zamyślenia zmieniła zdanie. - Chociaż w sumie
masz trochę racji. Wątpię, by zaczął gadać o wkładaniu torebek do herbaty przy
waszej ''poważnej rodzince'' - powiedziała, rysując w powietrzu cudzysłów i
zanosząc się głośnym śmiechem.
- SŁUCHAM?! - zawołała zaskoczona
Annie, próbując przybrać poważną minę, co jednak wcale jej się nie udawało.
- Proszę, nie zmuszaj mnie do
rozmowy na temat twoich spraw łóżkowych.
- Liam rozmawiał z tobą na temat
naszych spraw łóżkowych? - zapytała z oburzeniem, po czym odwróciła wzrok od
Marthy, jakby nagle coś zrozumiała. - Nie mów, że on nas słyszał w nocy -
dopowiedziała z lekkim przerażeniem w głosie, ponownie patrząc na blondynkę.
- Robiliście to z Liamem za
ścianą?!
- Nie, ja tylko z Niallem! O co
ty mnie podejrzewasz?! - odparła, zanim do końca zrozumiała pytanie.
- Wolę nie pytać, o czym ty
pomyślałaś! - zawołała Martha, lecz nie mogła przestać się śmiać. W końcu
złapała leżącą na łóżku poduszeczkę w kształcie wałka i uderzyła nią delikatnie
głowę przyjaciółki. - Czy wy wszyscy poszaleliście ostatnio?!
- Wszyscy, czyli kto? Okay,
zrozumiałam. No co? Liam się u nas zatrzymał prawdopodobnie na kilka tygodni,
nie wytrzymalibyśmy... - zaczęła, ale Marthy jej przerwała.
- Jest u was drugi dzień! Wy
jesteście uzależnieni.
- Wcale nie! Po prostu dobrze nam
się układa w małżeństwie. Ale nas nie słyszał? - dopytała, chcąc się upewnić.
- Nie wiem, nie pytałam -
odparła zrezygnowana.
- Okay, to o co ci chodziło z
moimi sprawami łóżkowymi? Ja cię czasem kompletnie nie rozumiem.
- Nieważne - ucięła blondynka, po
czym zamknęła sobie usta ciepłą herbatą. - Nie minął nawet tydzień, odkąd Liam
przyjechał do Claydon, a gdyby nie twój brzuszek, pomyślałabym, że te sześć lat
w ogóle się nie wydarzyło. Liam jakimś cudem znalazł nawet swój kubek u nas w
szafce. Poczułam się, jakbyśmy znów byli dzieciakami.
Annie przez
chwilę piła herbatę, wspominając jak świetną kiedyś byli paczką. Była z Niallem
naprawdę szczęśliwa, cieszyła się z rozwijającego w jej łonie dziecka, ale nie
potrafiła nie tęsknić za czasami, kiedy byli beztroskimi nastolatkami i
spędzali z sobą całe dnie.
- Wiesz co? Nie mogę się pogodzić
z tym, co zrobiła Luisa... zniszczyła życie nie tylko Liamowi... nam trochę
też. Gdyby nie ona, wszystko wyglądałoby teraz inaczej.
- Nigdy nie zrozumiem jej
zachowania.
- Ja też. On musiał być cholernie
nieszczęśliwy, jeśli naprawdę nie znalazł sobie tam żadnych przyjaciół, a z
tego co mówił, kolegów tam ma, owszem, ale nie przyjaciół... pisał do nas te
listy, załamywał się coraz bardziej, a ona po prostu na to patrzyła. Nigdy jej
zresztą nie lubiłam. Wyszminkowana pipidówa - mruknęła ze złością.
- Jakoś trudno mi w to wszystko
uwierzyć - przyznała szczerze. - Wiesz, Liam to jednak towarzyski chłopak.
Tymczasem minęło tyle lat, a on nawet nie ma o czym nam opowiadać.
- Myślał, że zawiedliśmy jego
zaufanie, może bał się, że znowu się rozczaruje?
- Może...
Ivo
leżał na hotelowym łóżku, oglądając w wiszącym na ścianie plazmowym telewizorze
wiadomości sportowe. Nie potrafił jednak skupić się na przekazywanych przez
prezentera telewizyjnego informacjach. Ze złością sięgnął po pilota i wyłączył
odbiornik. Obrócił się na brzuch, wtulając w poduszkę i chwycił leżący na
szafce nocnej telefon. Lewie zdążył odrzucić go na materac, a komórka zaczęła
dzwonić. Ponownie po nią sięgnął i chwilę wpatrywał się w przypisane do
kontaktu, zdjęcie. Zastanawiał się czy powinien odebrać, czy może ją
zignorować. Następnego dnia mógłby jej powiedzieć, że już spał i wypomnieć, że
przecież dzwonił wcześniej. Wiedział jednak, że mogliby tak bawić się w kotka i
myszkę przez kilka dni. Poza tym miał dość życia w ciągłym niepokoju, więc w
końcu wcisnął zieloną słuchawkę.
- Słucham.
- Cześć, Ivo - odparła niepewnie
Martha, po czym zapadła między nimi cisza. Uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia
od czego zacząć ich rozmowę. Zbyt mocno przejmowała się jego milczeniem, by
poukładać sobie w głowie jakiekolwiek sensowne wytłumaczenie.
- Masz mi coś ciekawego do
opowiedzenia? - zaczął z wyrzutem w głosie, prowokując do tego, by się
odezwała. Jego zdaniem im mniej czasu miała na zastanowienie, tym większe on
miał szanse na usłyszenie prawdy.
- Do Claydon wrócił mój
przyjaciel z dzieciństwa, którego nie widziałam od sześciu lat. O to jesteś
taki wściekły, że nie odbierasz moich telefonów? - odparła spokojnie,
aczkolwiek w jej głosie dało się usłyszeć złość.
- Zanim wyjechałem, rozmawiałem z
Annie - odparł, usiłując ukryć zdenerwowanie. - Jestem przekonany, że
powtórzyła ci wszystko, co jej powiedziałem, kiedy tylko do nich przyszłaś.
- Owszem - potwierdziła.
- Więc nie uważasz, że powinnaś
mi od razu wszystko wyjaśnić? Skoro wiedziałaś, że jestem przez to zły? -
zapytał z wyrzutem. - Zadzwoniłaś dopiero wieczorem.
- Miałam słuchać twoich wymówek w
towarzystwie Annie i Nialla?
- Mogłaś od nich wyjść.
- Ivo... Liam był moim najlepszym
przyjacielem, nie widziałam go od lat, czy to naprawdę takie dziwne, że chcę spędzić
z nim trochę czasu? Ja ci nic nie mówiłam, kiedy spotykałeś się z Niną, a jest
twoją byłą, więc nie rozumiem o co ci chodzi.
- Niall i Annie też nie widzieli
go masę czasu, a z nimi nie widziałem go ani razu - powiedział, zaciskając ze
złości zęby.
- Pod ich domem nie stałeś, może
to dlatego - skwitowała.
Ivo ciężko westchnął, starając się uspokoić. Sam nie wiedział, jak Martha
zdołała zamknąć mu usta. Przez cały dzień rozmyślał nad przebiegiem ich
rozmowy, lecz żaden z wymyślonych przez niego scenariuszy, nie zgadzał się z
tym, co działo się teraz.
- Zdjęłaś pierścionek - wyszeptał
cicho. Odpowiedziała mu głucha cisza. Był już pewien, że nie był to wymysł jego
umysłu. Naprawdę to zrobiła.
- O czym ty mówisz? - zapytała,
udając zaskoczoną. W rzeczywistości jej serce zaczęło bić jak szalone, a oddech
znacznie przyspieszył. W jej głowie natychmiast pojawił się natłok myśli
spowodowany zastanawianiem się, jak blondyn mógł się o tym dowiedzieć. Niall mu
powiedział? Annie? To raczej niemożliwe. Może jakiś przechodzień? Ale kto u
diabła miałby przypatrywać się jej dłoni?
- Widziałem was, gdy jechałem do
Londynu. Przytulałaś go i bynajmniej nie miałaś na palcu pierścionka! -
krzyknął, nawet nie starając się zapanować nad nerwami.
- Ivo, nie wiem co ci się uroiło,
nie zdjęłam pierścionka - odparła. Była przekonana, że to niemożliwe, by
zauważył na jej dłoni brak złotego krążka. Nie, kiedy jechał samochodem.
- Oczywiście - skwitował krótko i
rozłączył się, nie chcąc dalej kontynuować tej bezsensownej dyskusji.
- Ivo? - powiedziała niepewnie
Martha, lecz odpowiedział jej tylko sygnał przerwanego połączenia. Westchnęła i
odłożyła telefon na szafkę nocną. Nawet nie próbowała dzwonić ponownie,
wiedziała, że nie odbierze.
Niall wiercił się na łóżku, co chwila odkrywając z siebie kołdrę, by
dwie minuty później ponownie się nią szczelnie okręcić. Próbował znaleźć jakąś
wygodną pozycję, dzięki której wreszcie by zasnął, lecz zmartwienia nie dawały
mu spokoju. W końcu zrezygnowany głośno westchnął, położył się na plecach i
otworzył oczy, żegnając się z nadzieją na sen.
- Niall, co jest? - zapytała
szatynka, odwracając się w jego stronę. Tej nocy, wyjątkowo nie spała wtulona w
ciało męża. Odsunęła się od niego, kiedy po raz setny w ciągu pięciu minut,
poprawiał swoje ułożenie. Nie miała szans, by zasnąć przy nim, lecz nawet
leżenie tuż przy bocznej krawędzi materaca nie pomagało, kiedy tak się kręcił.
Nigdy nie miał problemów ze snem, wręcz przeciwnie, więc ta sytuacja mocno ją
niepokoiła, przez co sama od dobrej godziny leżała ze wzrokiem utkwionym w
pomarańczowej ścianie.
- Obudziłem cię? - wyszeptał z
poczuciem winy, przerzucając spojrzenie z sufitu na nią.
- Nie, nie mogę zasnąć, kiedy tak
się kręcisz - wyjaśniła.
- Przepraszam
- Wiesz dobrze, że przesypiam
całe przedpołudnie, więc mi to nic nie szkodzi, ale ty rano idziesz do pracy.
Niall, co się dzieje? - zapytała z troską, zaplatając dłonie na jego torsie i
kładąc na nich brodę, dzięki czemu miała doskonały widok na jego twarz.
- Nic, martwię się po prostu. -
Nie powiedział nic więcej, wiedział, że i bez tego Annie wiedziała o czym
mówił. Sięgnął ręką po kołdrę i przykrył nią plecy szatynki, po czym mocno ją
objął.
- Martha mu chyba powie.
Powiedziałam jej, że my nie będziemy się wtrącać, ale sama doszła do wniosku,
że powinna to zrobić - powiedziała, wpatrując się prosto w niebieskie oczy
męża.
- Wcale nie byłbym pewien tego,
że zamierza mu powiedzieć, ale mi nawet nie o to chodzi, Annie. Myślałem o
naszej rozmowie na tej ulicy i... gdyby nie ta wyprowadzka... .
wystarczyłoby, że matka Liama nie
blokowałaby naszej korespondencji i jestem pewien, Martha nawet nie spojrzałaby
na Iva. Pewnie by czekała na Liama, nawet jeśli napisałby, że ma tam kogoś, a
skoro przez cały ten okres był sam... - zamilkł na chwilę, mając wątpliwości,
czy żona rozumie jego poplątaną wypowiedź. - Annie, oni nadal coś do siebie
czują, a po twoich słowach uważam, że Martha powinna odwołać ślub. Nie mówię,
by rozstawała się z Ivem, ale powinna go chociaż przełożyć, skoro nie jest tego
pewna. Przecież zwykłe spotkanie z Liamem potrafi uszczęśliwić ją bardziej niż
cieszyły ją zaręczyny z Ivem. - Westchnął. - Ale najgorsze jest to, że Martha
pójdzie do tego ślubu, nawet jeśli nie będzie go chciała. Znam moją siostrę.
Pewnie nie będzie chciała robić zamieszania, albo będzie bała się ponownego
odjazdu Liama i wyjdzie za Iva, bo uzna to za wybranie mniejszego bólu.
Annie
przysunęła się do niego jeszcze bardziej, zastanawiając, co odpowiedzieć.
- Nie sądzisz, że Liam by o nią
walczył?
- Nie, sądzę, że spakowałby
manatki i wrócił do L.A. wierząc, że to dla jej dobra. On nie zniszczy związku
Marthy, bo będzie uważał, że jest z Ivem szczęśliwa, a jej szczęście jest dla
niego najważniejsze. Zawsze tak było. Zawsze jej bronił, zawsze na wszystko jej
pozwalał i chronił ją z całych sił, przecież sama wiesz, jak było. Boże, Annie,
ja już nie wiem, czy ja mam się cieszyć, że on wrócił, czy go za to przeklinać
- wydusił z siebie i ciężko westchnął.
- Jeszcze jesteśmy my, nie damy
im sobie zmarnować życia - odparła, chcąc go uspokoić.
- Masz racje, Annie. Jest duża
szansa, że zaczniesz rodzić na ślubie, ale w takim razie musisz poczekać z
wyjazdem do szpitala, okay? Niech ci wody odejdą w trakcie przysięgi.
Uciekniemy z kościoła, w końcu jestem ojcem, zrozumieją mnie, zabiorę ze sobą
obrączki i po weselu.
Szatynka wpatrywała się w niego srogim wzrokiem, ale pchający się na jej
usta uśmiech zdradzał jej rozbawienie.
- Słyszysz, mały? - Niall utkwił
spojrzenie w brzuchu żony i delikatnie go pogłaskał. - Jak ciocia Martha będzie
miała powiedzieć "tak" to czas przyjść na świat - wytłumaczył
konspiracyjnym tonem. – A jak mnie posłuchasz, to kupię ci koszulkę z Neymarem.
- Ej, mały, masz głupiego tatę,
wiesz? - Annie podobnie jak jej małżonek, utkwiła wzrok w brzuchu, kładąc rękę
na dłoni blondyna.
- Ha! Sama przyznałaś, że to
chłopczyk! - zawołał uradowany Niall.
- Nie krzycz, obudzisz Liama -
wyszeptała, tłumiąc śmiech.
- Wczoraj się nie obudził, więc
dzisiaj tym bardziej nie powinien - odparł, znacząco poruszając brwiami.
- Chodź już spać, głupku. - Annie
położyła się na jego ramieniu, mocno w niego wtulając. Przymknęła zmęczone
oczy, mając nadzieję, że wreszcie uda im się zasnąć.
- Dobrze, pani mądralińska -
odparł, okrywając ich kołdrą. Z zadowoleniem stwierdził, że wreszcie zaczął
odczuwać znużenie. Nie zmieniało to jednak faktu, że zasypiał rozmyślając o
przyszłości swojej siostry. Mimo wszystko miał nadzieję, że wraz z Annie są w
błędzie, ślub Marthy dojdzie do skutku, a uczucie między nią, a Liamem, jest
tylko urojeniem Nialla.
Piątkowego popołudnia, blondyn pośpiesznie kroczył w stronę domu
przyjaciółki, nie mogąc przestać się uśmiechać. Tym razem nie chodziło nawet o
to, że miał zobaczyć się z Marthą. Dziś czekało go spotkanie z całą dawną
paczką, a on, po wczorajszym telefonie Harry'ego, nie obawiał się o nie w
ogóle, bo skoro chłopcy sami się zorganizowali i zaproponowali mu mecz, musiało
im zależeć na spotkaniu z nim, prawda?
Zapukał w drewniane drzwi i niemal natychmiast otworzyła mu blondynka, która
czekała na przyjaciół już od kilku minut. Widząc, że przyszedł tylko Liam,
natychmiast zaczęła się niepokoić. Oczywiście, nieobecność Annie i Nialla wcale
jej nie wadziła, ale coś musiało się stać, skoro mieli przyjść, a nie przyszli.
- Cześć. - Objęła go na
powitanie. - A gdzie Niall i Annie? - zapytała od razu.
- Jakaś niewidzialna siła trzyma
Annie w domu. Dwa razy udało nam się wyjść, ale musiała wrócić, bo najpierw nie
była pewna czy zamknęła drzwi, a potem coś jej się uroiło, że zostawiła czajnik
na gazie. Niall stwierdził, że się nie wyrobimy i kazał mi przyjść po ciebie
samemu. Czekaj, ty grasz z nami? - zdziwił się, widząc, odzianą w spodnie
dresowe, dziewczynę. Martha nigdy, przenigdy nie dawała namówić się mecz.
- Harry mi wczoraj jęczał do
telefonu przez pół godziny, że drużyny będą nierówne, więc zgodziłam się postać
na boisku – wytłumaczyła, akcentując ostatnie słowa. Nie miała najmniejszego
zamiaru uganiać się za piłką. - To jak, idziemy? - zapytała, poprawiając na ramieniu
torbę.
- Tak, jasne.
Szli
w milczeniu. Liam był zbyt podekscytowany spotkaniem z chłopakami, by cokolwiek
powiedzieć, a Martha zastanawiała się jak powinna poinformować przyjaciela o
jej zaręczynach. Sama nie wiedziała, czemu tak strasznie się tego bała. Raz już
nawet prawie mu powiedziała... z pewnością by to zrobiła, gdyby nie przerwał im
telefon od ojca Liama. Kiedy jednak chłopak z powrotem wsunął do kieszeni
spodni komórkę, cała jej odwaga zniknęła i zmieniła temat. Dzisiejszy dzień też
nie wydawał się odpowiedni na takie wieści. Nie chciała, aby cokolwiek
odciągało myśli Liama od spotkania z chłopcami i być może tłumiło jego radość.
Im
bardziej zbliżali się do boiska, tym szybciej serce Liama biło. Gdy tylko
znaleźli się w zasięgu wzroku Zayna, brunet zerwał się na nogi i z impetem
wpadł na przyjaciela, mocno go przytulając. Louis i Harry tylko się do siebie
uśmiechnęli, krocząc w stronę przyjaciół.
- Czemu nie przyjechałeś
wcześniej, palancie? – zapytał z rozbawieniem. – A myślałem, że Styles mnie wkręca.
Kurcze, nie wierzę – dodał, odsuwając się od blondyna i przyglądając się mu,
jakby wciąż nie wierzył, że stoi przed nim.
- A gdzie Horanowie? – zapytał
Louis, zerkając na zegarek.
- Spóźnią się troszkę –
odpowiedziała krótko blondynka.
- Idą – zakomunikował Malik,
widząc idącą w ich stronę parę.
- Marthy, a czy nie jest tak, że
w ciąży nie powinno się chodzić w butach na obcasie? – zapytał Harry, uważnie
przyglądając się obuwiu szatynki.
- Nie wiem, nie jestem w ciąży,
poza tym to jest koturn, nie obcas, ale zgaduję, że gdyby ciężarne kobiety nie
powinny w takich butach chodzić, to Niall wyrzuciłby je przez okno.
- A czy to nie działa źle na
kręgosłup?
- Daj spokój, Harry, te tenisówki
mają małe podwyższenie – wtrącił brunet. Teraz cała trójka wpatrywała się w
buty Annie.
- Niepokoi mnie wasze
zainteresowanie damskimi butami – podsumował Liam, za co reszta przyjaciół
skarciła go wzrokiem.
- A taki byłeś miły, kiedy
jeszcze się z Marthą nie znałeś… Ałć! – krzyknął Lou, kiedy za swoją uwagę
oberwał od blondynki w żebra.
Przez następne dwie godziny grali w
piłkę, przy czym Martha, zgodnie z obietnicą stała tylko na boisku i patrzyła
na biegających chłopców, kompletnie nie widząc sensu w ich zabawie. Kiedy blondynce
niemal oberwało się w głowę, Niall w końcu postawił ją na bramce, z przykrością
dochodząc do wniosku, że już są przegrani. Wraz z Liamem udało im się zdobyć
kilka goli, przez co jakimś cudem, mecz skończył się remisem. Annie westchnęła
z ulgą, kiedy zaczęli chodzić z boiska. Sama wstała z drewnianej ławki, na
której do tej pory siedziała i rozprostowała kości. Chłopcy prędko dorwali się
do butelek z wodą, które ze sobą zabrali i tylko Martha wydawała się ani trochę
nie zmęczona grą.
- Ona się nawet trochę nie
spociła! – zawołał oskarżycielskim tonem Harry, wskazując palcem na dziewczynę.
Blondynka otworzyła usta by mu
odpowiedzieć, lecz zaraz je zamknęła, gdy usłyszała za sobą głos.
- Możemy się z tobą podzielić! –
zawołał Liam wtulając się w jej plecy, tym samym wycierając o nie, swoje
wilgotne ciało. W przeciwieństwie do dziewczyny naprawdę się nabiegał.
Martha głośno krzyknęła, gdy szatyn
poszedł w ślady przyjaciela i również ją uścisnął.
- Jesteście obrzydliwi! –
zawołała, wyplątując się z uścisku chłopców, lecz śmiech pozostałych skutecznie
zagłuszył jej krzyk.
Po meczu każdy rozszedł się we własną
stronę, by nieco się odświeżyć, po czym o umówionej godzinie wszyscy zjawili
się w Juicy Jam, nieświadomie postępując dokładnie tak samo, jak za dawnych lat.
Zawsze po wspólnej grze wychodzili gdzieś się rozerwać, a fakt, że zazwyczaj wszyscy
byli niesamowicie zmęczeni, sprawiał, że siedzenie w Juicy Jam wydawało się
najbardziej kuszącą opcją.
Chłopcy opowiadali mu o wszystkich
ważniejszych wydarzeniach z życia, jakie przydarzyły im się w ciągu minionych
sześciu lat. Sama była dobrze w tym zorientowana, dlatego w pewnym momencie
wyłączyła się z rozmowy, ponownie pogrążając we własnych myślach, ze
zdziwieniem stwierdzając, że jedynym o czym myślała było to, jak powiedzieć
Liamowi o jej zaręczynach. Ivo kompletnie wyleciał jej z głowy i nawet, gdy na
siłę próbowała przypomnieć sobie ich rozmowę, jej myśli zaraz wędrowały do siedzącego
obok blondyna.
- My już będziemy się zbierać –
wtrącił Niall, dopijając swój sok pomarańczowy. Choć Annie wcale nie chciała
przyznać się do zmęczenia, niemal zasypiała na jego ramieniu. W końcu doszedł
do wniosku, że jest zbyt wykończona, by protestować i podniósł się z krzesła,
pomagając wstać również jej. Sam chętnie zostałby jeszcze z przyjaciółmi,
wspominając dawne czasy, lecz teraz, jako mąż i przyszły ojciec nie mógł
zachowywać się jak nastolatek i mimo, że nie chciał, musiał odejść.
- Zostańcie jeszcze chwilę –
nalegał Liam.
- Annie już przysypia, więc
naprawdę musimy wracać. Ty jeszcze zostań – polecił mu Niall. – Tylko nie
porozwalaj nam mebli, jak wrócisz. – Uśmiechnął się, znacząco zerkając na
stojącą przed przyjacielem szklankę z piwem.
- Bardzo zabawne – skwitował blondyn.
Nigdy za wiele nie pił i pewnie i tym razem zrezygnowałby z alkoholu,
jednakowoż po tylu latach nie mógł odmówić chłopcom. Zresztą nawet teraz nie
miał zamiaru zamawiać większej ilości piwa. Zwłaszcza, że czuł się przy tym
naprawdę niezręcznie. Martha nigdy nie powiedziała mu, że przeszkadza jej to,
że pije, po prostu sama była abstynentką, lecz Liam również tego nie robił,
byleby jej się przypodobać. Potem po prostu nie miał z kim, a nawet kiedy
trafiała się okazja – nie chciał tego robić, zachowując przy tym część dawnego
siebie. Rzadko pijący Liam z Claydon, będąc w Los Angeles również pił rzadko.
- A ty nie wracaj sama do domu –
powiedział siostrze. Nadal się o nią martwił i nawet jej przewracanie oczami
nie mogło sprawić, by zaprzestał to robić. Poza tym mówiąc to przy chłopakach,
wiedział, że nawet jeśli Martha będzie protestować, nie pozwolą jej wracać
samej i to było najważniejsze.
Kiedy przyjaciele wreszcie się pożegnali,
zbliżała się już północ. Mimo to ani Liamowi, ani Marthcie nie spieszyło się,
gdy wracali do domu. Był maj, lecz o tej porze powietrze wydawało się być
lodowate i blondynka w końcu nie wytrzymała.
- Przepraszam, Liam – zaczęła grzebiąc
w torbie, by po chwili wyjąć z niej szarą bluzę. – Zamierzałam ci ją dziś oddać,
ale jest tak zimno, że nie ma takiej opcji. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz
– powiedziała, wkładając na siebie ciuch i westchnęła z ulgą, gdy temperatura
jej ciała zaczęła wracać do normy.
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się
pod nosem. Objął ją ramieniem, a ona nawet nie kontrolując własnych ruchów,
automatycznie wtuliła się w jego ciało. Była pewna, że gdyby nie to zimne powietrze,
zasnęłaby na stojąco.
- Jak ci się podobało spotkanie? –
zapytała, przerywając ciszę.
- Było super. Szczerze mówiąc,
trochę się martwiłem, że nie dogadam się z chłopakami, ale było naprawdę
fajnie. Jak za dawnych lat. – Ponownie się uśmiechnął, wpatrując w gwiazdy,
które tej nocy na tle bezchmurnego nieba, były doskonale widoczne.
- Ja też tak się czułam.
- Żałuję, że w ogóle wyjechałem –
wyznał szczerze, przełykając nerwowo ślinę.
- Kto mógł przypuszczać, że tak
to wszystko się potoczy? – Martha próbowała go jakoś pocieszyć, lecz w głębi
serca sama podzielała jego zdanie. – Poza tym ja osobiście, cieszę się, że w
ogóle wróciłeś.
- Naprawdę?
- Kpisz, czy o drogę pytasz? –
zapytała z uśmiechem, odrywając się od niego, by móc spojrzeć w uważnie
przyglądające się jej brązowe tęczówki. Zatrzymali się pod drzwiami domu i
żadne nie mogło zebrać się na pożegnanie.
- To… do zobaczenia. – Blondyn uśmiechnął
się, rozkładając ramiona, a Martha natychmiast zarzuciła na jego szyję ręce.
- Do zobaczenia, Liam – odparła,
wtulając się w jego tors. Nie potrafiła się od niego odsunąć, aż w końcu
chłopak podniósł głowę, wpatrując się w przytulającą go dziewczynę. W końcu i
ona podniosła na niego oczy. Odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i powoli się
do niej pochylił. Uważnie patrzył jej w oczy, zastanawiając się, czy nie zrobi
z siebie idioty, a Martha nie ucieknie, krzycząc, że nie chce go więcej
widzieć. Wiedziała, co zamierzał, tak samo, jak wiedziała, że powinna się od
niego odsunąć. Nie zrobiła tego jednak, aż wreszcie poczuła na ustach wargi Liama.
Teraz, gdy udało mu się ją pocałować, nie był zdolny wypuścić jej z uścisku,
przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, a fakt, że blondynka oddawała jego
pocałunki sprawiał, że w tym momencie był najszczęśliwszym człowiekiem na
ziemi. Martha zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna tego robić. Nie mogła
nawet zrzucić winy na to, że była to po prostu chwila zapomnienia. Nawet wtedy miała świadomość, że właśnie zdradza Iva i mimo to, nie potrafiła
tego przerwać. Długo przekonywała w myślach samą siebie, zanim wreszcie wyrwała
się Liamowi.
- Przepraszam, Liam, ja nie mogę…
ja mam… przepraszam, pogadamy jutro, okay? – Nie zastanawiając się dłużej
wbiegła do domu i szybko zamknęła się we własnym pokoju. Nie miała poczucia, że
zrobiła źle. Choć próbowała się do tego zmusić, nie potrafiła tego żałować. Jedyne
o czym w tej chwili marzyła, to znalezienie się na drugim końcu świata, gdzie
nikt by jej nie znalazł. Nikt prócz Liama. Rzuciła się na łóżko i rozpłakała, kompletnie nie rozumiejąc własnych uczuć i nie miała pojęcia co teraz powinna zrobić.
Liam wracał do domu zaniepokojony, lecz jednocześnie szczęśliwy. Może Martha uciekła, bo bała się, że ponownie wyjedzie i ją zostawi? Przecież jej pierwszą reakcją było oddawanie jego pocałunku i trwało to dość długo. Musiała coś do niego czuć. Skarcił w myślach samego siebie za to, że być może za bardzo się pospieszył. Jednak po sześciu latach bez niej tęsknota wzięła nad nim górę. Pocałunek absolutnie utwierdził jego przekonaniu, które przez ostatni czas próbował od siebie odepchnąć. Nadal ją kochał i był tego absolutnie pewien.
~*~
Tej ostatniej sceny miało dziś nie być, ale nie miałam ostatnio mózgu, żeby napisać coś specjalnego na 4 rocznicę Marni, dlatego jest tylko to :c
Powtórzę się, ale jak na razie nie jestem w stanie niczego skomentować. Zniszczyłaś mnie psychicznie. Odebrałaś oddech, poruszyłaś układ trawienny, wzbudziłaś płacz i zabawiłaś się z temperaturą krwi. BOŻE CO TO ZAADSFDGJFSOGGOHHDROGFO! ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńOoo jak slodko. Martha i Liam sa uroczy i ciesze się, ze w koncu sie pocalowali. Moze teraz Martha dojdzie do wniosku, ze zle robi wychodząc za Iva. Ale pewnie trochę jeszcze to potrwa :)
OdpowiedzUsuńI Niall martwiący sie o siostrę. Powinien jej wtluc do glowy ze zle robi. I chlopaki tak sympatycznie potraktowali Liama, dobrze ze sie spotkali.
No nic, czekam teraz z niecierpliwością na kolejny :)
Pozdrawiam Asiek :)
,,Prawie nie tknął kolacji, a teraz z uśmiechem opowiadał o swojej pracy, niekoniecznie go zadawalającej, dlatego też pilnie słuchający go Niall kompletnie nie rozumiał jego radości.'' STAPH BEING SO CUTE, PAYNE
OdpowiedzUsuńtaki uroczy, widealizowany Niallo. ciekawe, co robił Liam, jak Aniall zniknął z pola widzenia.
OdpowiedzUsuń,, lodów na gałce'' na gałce.. pewnie od tych drzwi...
OdpowiedzUsuń,,- Pod ich domem nie stałeś, może to dlatego - skwitowała.'' z wiekiem wyrabiam się z reakcjami.
OdpowiedzUsuńIvo to złośnik. Uparty złośnik.
OdpowiedzUsuń,,- Nie, sądzę, że spakowałby manatki i wrócił do L.A. wierząc, że to dla jej dobra. On nie zniszczy związku Marthy, bo będzie uważał, że jest z Ivem szczęśliwa, a jej szczęście jest dla niego najważniejsze. Zawsze tak było. Zawsze jej bronił, zawsze na wszystko jej pozwalał i chronił ją z całych sił, przecież sama wiesz, jak było. '' SO LOVE ME LIKE YOU DO LO LO LOVE ME LIKE YOU DO (dlaczego blogspot nie ma płaczących emoji na wyposażeniu?!)
OdpowiedzUsuńAnnie, starsi bracia nie są aż tak uroczy, żeby spać po nocach nie mogli z mojego powodu. chyba? by the way akcja z rodzeniem bardzo mi się podoba, zgadzam się
OdpowiedzUsuń,, Tym razem nie chodziło nawet o to, że miał zobaczyć się z Marthą'' JAK TO NIE
OdpowiedzUsuńja się strasznie przytulnicka zrobiłam na stare lata
OdpowiedzUsuńLIAM SZEDŁ W MILCZENIU GOOD JOKE BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
OdpowiedzUsuńto jest oszustwo, ja bym skomentowała te ohydne buty Annie
OdpowiedzUsuń,,- Możemy się z tobą podzielić! – zawołał Liam wtulając się w jej plecy, tym samym wycierając o nie, swoje wilgotne ciało. W przeciwieństwie do dziewczyny naprawdę się nabiegał.
OdpowiedzUsuńMartha głośno krzyknęła, gdy szatyn poszedł w ślady przyjaciela i również ją uścisnął.
- Jesteście obrzydliwi! – zawołała, wyplątując się z uścisku chłopców, lecz śmiech pozostałych skutecznie zagłuszył jej krzyk.'' mhm, obrzydliwi, for sure
,,Martha nigdy nie powiedziała mu, że przeszkadza jej to, że pije, po prostu sama była abstynentką, lecz Liam również tego nie robił, byleby jej się przypodobać. Potem po prostu nie miał z kim, a nawet kiedy trafiała się okazja – nie chciał tego robić, zachowując przy tym część dawnego siebie. Rzadko pijący Liam z Claydon, będąc w Los Angeles również pił rzadko.'' jest XXI wiek, czemu nie mogę sobie wyciągnąć wyimaginowanego faceta do rzeczywistości
OdpowiedzUsuńJA NIC NIE MAM CAŁUJ LIAM TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK
OdpowiedzUsuńsłucham sobie w kółko style i love me like you do, a dookoła te piekielne komentarze o koncercie Eda. myślę, że teraz rozumiesz głupotę tych komentarzy.
OdpowiedzUsuńjak to jest, że calgon to mój prezent urodzinowy, a w urodziny rozdziału nie było?
OdpowiedzUsuńTyle razy dusiłam w sobie śmiech i łzy w ciągu ostatnich kilkunastu godzin, by w końcu znieruchomieć w obezwładniającej nostalgii. Tak bardzo kocham. ♥
OdpowiedzUsuńi miss them so much, merde :c
OdpowiedzUsuń