- Zamknij oczy –
poleciła Annie, potrząsając tubką z lakierem do włosów. Męczyła się nad fryzurą
przyjaciółki dobre czterdzieści minut, przy czym Martha niczego jej nie
ułatwiała. Szatynka musiała ją uspokajać, gdyż w pewnym momencie dziewczyna
doszła do wniosku, że zaraz zostanie łysa i panicznie chciała uciec z krzesła,
co jednak zaplątana w jej włosy lokówka skutecznie uniemożliwiła. Teraz jednak,
patrząc na swoje dzieło, Annie była naprawdę z siebie dumna. Blond włosy Marthy
układały się w delikatne fale, a z kilku kosmyków, wcześniej wpadających jej w
oczy, szatynka zaplotła luźny warkoczyk, podpinając go z tyłu głowy, dzięki
czemu fryzura sprawiała wrażenie niesamowicie gęstej. – Gotowe! – krzyknęła z
uśmiechem.
Martha niepewnie otworzyła jedno
oko, a kiedy we wbudowanym w drewnianej
komodzie lustrze dostrzegła swoje odbicie, z ulgą westchnęła i otworzyła
również drugie. Ręką dotknęła tyłu głowy, by upewnić się, że tam jej loki
prezentują się równie dobrze, jak z przodu i lekko się skrzywiła czując, jak
sztywne są jej włosy.
- Dziękuję, naprawdę
mi się podoba, ale musisz nabrać wprawy - stwierdziła z rozbawieniem. - Ja
twoje kręciłam piętnaście minut.
- Tak, ale ja mam
tylko kręcone końcówki, nie mądrzyj się - odwarknęła.
- Sama tak chciałaś!
- broniła się blondynka.
- Bo inaczej
wyglądałabym jak pudel! - wytłumaczyła prędko. - Nieważne. Weźmy się za
makijaż, bo jeśli spędzimy nad nim tyle czasu, co nad włosami, to nie wyrobimy
się do jutra - ogłosiła, siadając obok Marthy.
- Obawiam się, że tak
właśnie będzie. Nie umiem się malować. Jesteś pewna, że w takiej kolejności się
to robi? Sukienka, włosy, makijaż?
- Nie wiem, nie
obchodzi mnie to. Ja też nie umiem.
Martha spojrzała na nią spod okularów. Annie robiła sobie makijaż zawsze,
kiedy miała się spotkać, lub podejrzewała, że przypadkiem może spotkać jej
brata.
- Używam tylko tuszu
do rzęs, kredki i błyszczyka. Mam cienie do powiek, ale nie wydaje mi się, że
to dobry dzień, by z nimi eksperymentować - stwierdziła, zagryzając wargę.
- Tak, nie
eksperymentujmy.
Szatynka skoczyła do łazienki po kosmetyczkę i z powrotem zasiadła obok
przyjaciółki, wysypując na blat kosmetyki. Sięgnęła po tusz i zaczęła malować
rzęsy.
- Mam drugi -
poinformowała, kiedy zorientowała się, że Martha siedzi z założonymi rękami, po
prostu się jej przypatrując.
- Okay, najpierw
muszę założyć soczewki - zaczęła, sięgając do torby, którą zabrała ze sobą do
Annie. - Ale, ja nie wiem nawet jak to się w ręku trzyma - wyznała z paniką,
chowając okulary do futerału. Wyjęła opakowanie z soczewkami i położyła je na
komodzie, spoglądając na przyjaciółkę.
- Normalnie! Jak nie
wydłubiesz sobie oka to będzie dobrze.
- Obawiam się, że
mogę je sobie wydłubać.
- Dobra, załóż po
prostu te soczewki, co? A potem się zajmiemy tuszem.
Martha męczyła się z ich zakładaniem dobre kilka minut. Była już
bliska ich wyrzuceniu i wyciągnięciu okularów, kiedy wreszcie zdołała nałożyć
je na oczy.
- Okay, dałam radę -
zakomunikowała, mrugając oczami, z których wypłynęło kilka łez. Annie właśnie
odkładała na blat błyszczyk.
- Świetnie, to teraz
mnie posłuchaj. To ja mam większe szanse wydłubać ci oko, bo to twoje oczy,
więc ja nie mam wyczucia. Przykro mi, musisz zrobić to sama.
- Annie! - zawołała z
wyrzutem.
- Chcę iść dzisiaj na
bal, a nie jechać na pogotowie z Marthą, mającą szczoteczkę od tuszu w oku -
odparła.
- Dzięki ci wielkie
za pomoc - zironizowała.
- Dasz radę, wierzę w
ciebie, to proste.
- Już to widzę.
- Jejku, wyrobiłyśmy
się, jestem w szoku – stwierdziła Annie, po raz setny przeglądając się w
lustrze.
- Ja też, jesteś
pewna, że ta róża to dobry pomysł? – zapytała blondynka, dotykając wpiętej we
włosy białej spinki.
- Tak! – odparła
natychmiast i pacnęła Marthę w rękę, w obawie, że zamierza wyciągnąć kwiatek z
włosów. – Będzie idealnie pasował do bukietu od Liama – dodała.
- A skąd wiesz jaki
mi kupi bukiet? – zapytała ze zdziwieniem.
Annie otworzyła usta, ale nie zdążyła
odpowiedzieć, bo do pokoju, weszła właśnie jej mama.
- Chłopcy od kilku
minut już na was czekają – poinformowała, lekko się uśmiechając na widok
stojących przed nią spanikowanych nastolatek, i wyszła, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Dziewczyny z pośpiechem założyły
kupione specjalnie na tę okazję buty, chwyciły torebki oraz bolerka i wybiegły z pokoju. Kiedy
jednak szły do salonu, gdzie czekali na nie Liam i Niall, wcale się nie
spieszyły, a ich głowy zalała fala myśli, czy aby ich wygląd przypadnie do
gustu chłopcom.
Pierwszy zauważył ich Liam, do tej pory
przysłuchujący się rozmowie Nialla z mamą Annie. Na widok blondynki, kompletnie
go zamurowało. W sięgającej ziemi granatowej sukience w koronkę, wyglądała
niesamowicie pięknie. Od zawsze uważał, że jest ładna. Nie miał jednak pojęcia,
że tak potrafi podkreślić swoją urodę. Nawet nie patrząc na szatynkę,
odpowiedział na jej przywitanie, po czym wreszcie wstał z kanapy i uśmiechnął
się do Marthy, która już zdążyła mocno się zarumienić, widząc, jak przypatruje
się jej blondyn. Nie była mu jednak dłużna, również nie mogąc oderwać od niego
wzroku.
- Hej – przywitał
się, lekko ją obejmując i całując w policzek. – Pięknie wyglądasz – dodał.
- Dziękuję – odparła,
posyłając mu szeroki uśmiech. – Będziesz mnie musiał pilnować, bo jak zaplącze
się w tej sukience, to połamię nogi.
-Nie ma sprawy –
odparł, po czym przypomniał sobie o trzymanych w ręku kwiatach. - To dla
ciebie. – Podał jej bukiecik białych róż. – Przepraszam, nie spotkałem żadnych
granatowych – dodał z uśmiechem, na co Martha wybuchła nerwowym śmiechem.
- Nie ma sprawy,
pasuje mi do spinki. – Wskazała na włosy. – Tak to jest jak mówisz Annie, jakie
zamierzasz mi kupić kwiaty.
- Ale ja sam nie
wiedziałem jakie kupię! – odparł szczerze.
- Okay. W takim razie
nasza przyjaciółka jest wiedźmą.
Przez chwilę przypatrywali się sobie w
milczeniu, aż w końcu Liam przypomniał sobie, że zaraz zaczyna się na bal i
wypadałoby jechać. Zerknął na przyjaciela, który obejmował Annie,
rozmawiając z jej mamą, podczas, gdy
sama dziewczyna próbowała go odciągnąć od rodzicielki. Nie lubiła afiszować się
z uczuciami przy innych, a już szczególnie nie przy rodzicach. Nawet nie przyznała im
się, że jest z Niallem. Po prostu przestała przerywać mamine monologi o Niallu
słowami „to nie jest mój chłopak!”. Zresztą nawet nie musiała nic mówić.
Kobieta widziała co się dzieje, a kiedy dzień przed wigilią Annie wróciła
uśmiechnięta od ucha do ucha, bez problemu domyśliła się, że jej nastoletnia
córka wróciła właśnie z pierwszej randki, a z sympatii do blondyna, nie
wspomniała nawet o swoich podejrzeniach, co do plamionej „sokiem wiśniowym” sukienki.
- Niall, ja wiem, że
próbujesz się wkupić w łaski rodziny Annie, ale jeśli zaraz nie wyjdziemy, to
się spóźnimy – upomniał przyjaciela blondyn. Niall w odpowiedzi spiorunował go
wzrokiem, a szatynka oblała się rumieńcem.
- Liam ma rację.
Lećcie już – poleciła Eva. – Bawcie się dobrze – dodała z uśmiechem, kiedy
czwórka przyjaciół opuściła salon.
Wkraczając na salę, Martha i Annie mocno trzymały się ramion swoich
partnerów, czując się naprawdę niezręcznie. Wszędzie dokoła kręcili się
uczniowie najstarszych klas, których na co dzień unikały. Maturzyści nigdy nie
zrobili żadnej z dziewcząt nic złego, po prostu je ignorowali, ale mimo to,
wolały nie wchodzić im w drogę. Zwłaszcza, że pewnego czwartkowego popołudnia, była świadkami nieprzyjemnej sceny, kiedy to trzecioklasistki szarpały włosy jakiejś sporo od nich młodszej dziewczynie.
- Tam są Harry, Lou,
Zayn i... okay, nie znam reszty. - Niall pokazał na jeden z okrągłych stolików
znajdujących się blisko parkietu. - Idziemy do nich?
- Może lepiej nie.
Nie znam tych dziewczyn i tego kolesia. Dziwnie bym się z nimi czuł. Usiądźmy
we czwórkę, co? - zaproponował Liam, rozglądając się po pomieszczeniu. - Tam
jest wolny stolik. - Wskazał na miejsce w pobliżu ściany.
- Popieram - wtrąciła
blondynka i pociągnęła towarzyszącego jej chłopaka za rękę. Pozostała dwójka
tylko na siebie spojrzała, po czym ruszyła za przyjaciółmi.
- Uważaj, żeby sobie
nóg nie połamać - powiedział Marthcie do ucha blondyn. Doskonale wiedział, że
uwielbiała trampki, a buty na obcasie założyła dziś po raz pierwszy.
- Nie bój się o moje
nogi. Nie widziałeś butów Annie - odparła, przypominając sobie
dziesięciocentymetrowe obcasy przyjaciółki. Miały z przodu platformę, dzięki
której szatynka nie odczuwała wysokości i potrafiła poruszać się w nich normalnie,
lecz Marthy to i tak nie przekonywało.
- Masz rację, nie
widziałem, ma kieckę do ziemi, tak się jakoś złożyło. - Przez chwilę usiłował
sobie przypomnieć, jaki kolor ma kreacja Annie, lecz kompletnie wyleciało mu to
z głowy. Obejrzał się za siebie i dopiero wtedy doznał olśnienia. Różowy, no
tak.
Martha nie potrafiła powstrzymać
zawiedzionej miny, jaką przybrała jej twarz. Jeszcze dwadzieścia minut temu
była święcie przekonana, że jej sukienka naprawdę podobała się Liamowi. Kiedy
jednak zorientowała się, że ogląda się za przyjaciółką, zrobiło jej się
niesamowicie przykro.
- Też mam sukienkę do
ziemi – mruknęła tylko.
- Jesteś zazdrosna? –
zapytał z rozbawieniem, wyczuwając nagłą zmianę jej nastroju. Poruszył znacząco
brwiami, ale wpatrzona w parkiet nawet tego nie zauważyła. - Odwróciłem się, bo
nie pamiętałem koloru sukienki Annie - wytłumaczył pewnym tonem, którym
natychmiast przekonał Marthę, tym samym dodając jej otuchy.
- Teraz pamiętasz? -
zapytała, byleby coś powiedzieć.
- Różowy. - odparł. -
Jesteś zazdrosna - powtórzył, pochylając się do jej ucha.
- To jest delikatny
róż - poprawiła, po czym prychnęła. - Chciałbyś.
Zajęli miejsca przy stoliku i przez chwilę nie wiedzieli, co ze
sobą zrobić.
- Zimno mi -
powiedziała blondynka, lekko drżąc. Sala jeszcze się nie nagrzała, a przez
otwarte do szatni drzwi ciągle wpadało chłodne powietrze.
- Tobie zawsze jest
zimno - stwierdził z uśmiechem Liam, zdejmując z siebie marynarkę i założył ją
na ramiona blondynki, przy czym dodatkowo ją obejmował, co bardziej przyczyniło
się do nagłej fali gorąca, jaką poczuła. - Annie, a ty się nie zabijesz w tych butach?
- zaczepił przyjaciółkę. Zmarszczyła brwi i otworzyła usta, by opryskliwie mu
odpowiedzieć, lecz wyręczył ją w tym Niall.
- Ty lepiej się
nogami Marthy zajmij.
- Mówisz? - Położył
rękę na kolanie dziewczyny, a blondyn wybałuszył na niego oczy.
- Liam! - ryknął.
Liam był niewątpliwie jego najlepszym przyjacielem, jednak nie powstrzymywałby
się przed wybiciem mu zębów, gdyby w jakiś niecny sposób chciał wykorzystać
jego siostrę, której zresztą, wcale nie przeszkadzała spoczywająca na jej nodze
dłoń.
- Żartuję przecież! -
odparł ze śmiechem.
Martha i Annie udały się do łazienki, pozostawiając chłopców samych.
Kiedy tylko zniknęły im z oczu, Niall przysunął się do przyjaciela i ciężko
westchnął.
- Co jest? - zapytał
brązowooki, od razu widząc, że blondyna coś gnębi.
- Nie wiem czy nasz
związek z Annie był dobrym pomysłem - odparł, przecierając ręką czoło.
Liam próbował spojrzeć mu w oczy, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że
Niall żartuje, przecież jeszcze kilka minut temu wydawał się być wniebowzięty…
Widząc jego minę, doszedł jednak do wniosku, że mówił całkowicie poważnie.
- Ty chyba sobie
żartujesz! Latałeś za nią tyle czasu, teraz wreszcie jesteście razem i nagle
zmieniłeś zdanie? - zapytał z wyrzutem w głosie. Wiedział, że jeżeli Annie i
Niall by się rozstali, odbiłoby się to również na nim i Marthcie. Poczuł też
ukłucie zawodu, nie miał swojego przyjaciela, za faceta, który nudził się
dziewczyną, zaraz po tym jak ją zdobył. Tym bardziej wydawało się to
niemożliwe, że Annie była jedyną dziewczyną, która kiedykolwiek podobała się Niallowi,
a od dłuższego czasu nawet nie patrzył na inne.
- Nie zmieniłem, po
prostu... wydaje mi się, że nie czuje się ze mną dobrze. Więcej rozmawialiśmy,
kiedy byliśmy po prostu przyjaciółmi, teraz odnoszę wrażenie, że to ja jej się
narzucam - wyrzucił, zagryzając wargę. Nadal nie mógł spojrzeć Liamowi w oczy.
- Niall - zaczął
poważnie - jesteś jej pierwszym chłopakiem, może ona sama nie wie jak powinna
się zachować? Poza tym spróbuj z nią pogadać normalnie, tak jak wcześniej.
- A teraz jak z nią
niby rozmawiam, nienormalnie? - warknął, wreszcie kierując oczy na przyjaciela.
- "Annie, kocham
cię", "Annie, masz ładne oczy", "Annie, wyjdziesz za
mnie?", "Annie, choć się przytulić", Annie, ile chcesz mieć
dzieci?" - przedrzeźniał blondyn, zanim w końcu Niall przywalił mu w
ramię. - Ałć! Okay, może trochę przesadzam, ale ona może czuć się niezręcznie,
kiedy przy nas odzywasz się do niej w ten sposób...
- Myślałem, że
dziewczyny tego oczekują...
- Nie wiem, nie znam
się – odparł i zapadła między nimi chwila milczenia, przerywana jedynie lecącą
w głośnikach muzyką.
- A może ona wcale
nie chce ze mną być? - zapytał cicho. - Nie dałem jej wielkiego wyboru pod tą
jemiołą.
Liam spojrzał na niego jak na idiotę.
- No proszę cię...
gdyby tak było, nie przyszłaby do ciebie na kolację, nie dałaby się pocałować i
z pewnością nie zgodziłaby się zostać twoją dziewczyną.
- Annie jest dość
ustępliwa - stwierdził ze smutną miną.
- Ale nie do tego
stopnia! Pamiętasz jak pijany Harry próbował obślinić jej szyję? - zapytał,
czym natychmiast rozweselił przyjaciela.
- Tak, uciekła -
odpowiedział, lekko się uśmiechając.
- Więc od ciebie też
by uciekła. Martha i Annie... obie są jak z innego świata i z pewnością żadna z
nich, nie pozwoliłaby się pocałować żadnemu chłopakowi, o ile nie widziałyby w
nim swojego księcia z bajki - wyjaśnił szybko Liam.
- Taki z ciebie
znawca, a sam nie możesz się za Marthę zabrać - wytknął mu.
- Ma starszego brata,
nie chciałbym, żeby mnie pobił - odparł Liam, za co po raz kolejny oberwał od Horana.
– Zresztą nie wytykaj mi, bo ty nawet jak zdecydowałeś się zaprosić Annie na
randkę, nie potrafiłeś tego zrobić.
- Zaprosiłem!
- Jak to było? - Liam
udawał, że się zastanawia. - "Nie wiem o której ona przyjdzie i czy w
ogóle przyjdzie. I czy wie, że to kolacja." Pełen profesjonalizm, Niall!
- Nie gadam z tobą –
mruknął i widząc, że dziewczyny wracają, przesunął się na swoje miejsce.
Jak nigdy, zapadła między nimi
nieprzyjemna cisza. Liam zmierzył całą trójkę podejrzliwym wzrokiem, aż nie mogąc
znieść tego milczenia, przysunął się do przyjaciółki.
- Marthy, zatańczysz?
– zapytał i nie czekając na odpowiedź, pociągnął ją za rękę i
wyszli na parkiet.
- Liam, czy ty mnie
specjalnie odciągnąłeś, żeby zostali sami? – zapytała z niepokojem. – Niall coś
kombinuje? – Odwróciła się za siebie, ignorując próbującego tańczyć blondyna.
- Nie – odparł,
gwałtownie ciągnąc ją za ręce, przez co niemal na niego wpadła. Automatycznie
odwróciła głowę i wbiła w niego zmartwione spojrzenie. – Chciałem z tobą
zatańczyć – dodał, patrząc prosto w jej zielone oczy. Nie mogła mu
nie uwierzyć, lecz nie zmniejszało to jej niepokoju.
- Po prostu czuję, że
coś jest nie tak – powiedziała, kiedy kołysali się w tańcu. – Co Niall ci
mówił, kiedy wyszłyśmy?
- A co wy mówiłyście
kiedy wyszłyście? – droczył się. Po porozumiewawczych spojrzeniach, jakie
wymieniały nad stołem, bez problemu rozpoznał, że wyjście do łazienki było
tylko wymówką do pogaduszek.
- Liam, ja się
martwię – wyjaśniła szczerze, zerkając znad ramienia blondyna na parę, która
właśnie przeprowadzała poważną rozmowę, a przynajmniej tak odebrała to Martha.
- Wszystko jest w
porządku – zapewnił, pochylając się do jej ucha. – Niall ma tylko małe obawy,
czy Annie na pewno chce z nim być, a oboje wiemy, że są one niepotrzebne, więc
nie musimy się o nic martwić. Chyba, że Annie…
- Przecież wiesz, że
nie! – przerwała mu.
Liam westchnął i puścił jedną z rąk
Marthy, wykonując ruch, jakby chciał ją obrócić. Zatrzymał ją jednak w połowie,
kiedy stała do niego tyłem, położył na jej ramieniu głowę, splótł ich dłonie i
pokazał na dwójkę, która teraz szczerze się do siebie uśmiechała.
- Czy oni wyglądają,
jakby coś między nimi było nie tak? – spytał z uśmiechem, układając ręce na
brzuchu Marthy.
- No nie – wydukała,
a jej oddech znacznie przyspieszył, co bynajmniej nie było zasługą Annie i
Nialla. Liam ponownie obrócił ją przodem do siebie, mocno objął i znów zaczęli
tańczyć.
- A teraz mnie
posłuchaj. Jesteś super przyjaciółką i jestem święcie przekonany, że jeżeli
Annie i Niall kiedykolwiek by się rozstali, ryczałabyś razem z nią, więc teraz
powinnaś się razem z nią cieszyć. Martwisz się o nich bardziej niż oni sami.
- Bo… jeżeli się
rozstaną…
- Marthy! – przerwał jej.
Kładąc palec na jej podbródku i unosząc go do góry, by na niego spojrzała. –
Nie martwmy się na zapas, okay? Jakby co, jesteśmy jeszcze ty i ja i skopiemy
im tyłki, jak zaczną coś odwalać, okay?
- Okay – odparła,
wymuszając uśmiech. – Przepraszam, że tak marudzę.
- Nie przeszkadza mi
twoje marudzenie, ale wiesz… to, że tak się smucisz na balu ze mną jest trochę
dobijające – westchnął teatralnie, co automatycznie podniosło kąciki jej ust do
góry.
Liam denerwował się siedząc przy
stoliku, a Marthy w żaden sposób nie potrafiła wciągnąć go w rozmowę.
Odpowiadał jej jednym słowem, a kiedy pytanie wymagało dłuższej wypowiedzi,
dukał się i nie mógł złożyć logicznego zdania. W końcu poddała się i po prostu
siedziała, wpatrując w siedzących naprzeciw Nialla i Annie, którzy nawet nie
zauważyli dziwnego zachowanie przyjaciela. Blondyn ukradkiem wytarł spocone
dłonie o spodnie i przeklął w myślach, kiedy zauważył idące w jego stronę
dziewczyny, w których rozpoznał koleżanki z klasy, w tym Kate, farbowaną
blondynkę o niezbyt wysokim IQ, która od jakiegoś czasu wydawała się być
zauroczona jego osobą, co okazywała w dość specyficzny sposób. Chichotała za każdym
razem, gdy w zasięgu jej wzroku pojawiał się Liam i nasyłała na niego
przyjaciółki, w jej mniemaniu będącymi mistrzyniami podrywu. Niall widząc je,
od razu chwycił za rękę szatynkę i wyciągnął ją na parkiet, nie chcąc przebywać w ich towarzystwie.
- Cześć, Liam, nie
podwiózłbyś nas do sklepu? Wiesz… zachciało nam się pić – zaczęła prowokacyjnie
jedna z dziewczyn, bawiąc się jednym z jej ciemnych loków.
Do
uszu blondyna dotarła piosenka Taylor Swift, przez co natychmiast zaczął
panikować. Razem z Niallem, w tajemnicy przed swoimi partnerkami przemknęli się
do DJ’a i zamówili specjalne piosenki. Po „Fearless” miał zostać puszczony
utwór dla Marthy. Liam starał się być uprzejmy i nawet jeżeli nie miał
najmniejszej ochoty rozmawiać z siedzącymi obok dziewczętami, nie wyobrażał
sobie, jak miałby tak po prostu odejść od stolika. Jakby tego było mało, w ich
stronę zmierzał Styles, wyraźnie szykujący się zaprosić Marthę do tańca.
- Przepraszam, nie
mogę. Harry! – powiedział szybko Liam, kiedy szatyn nachylił się do Marthy. –
Dziewczyny potrzebują podwózki, nie pomógłbyś im?
Mina Kate zrzedła, lecz jej
przyjaciółkom taki obrót spraw, nie wydawał się przeszkadzać. Oddech Liama
powrócił do normy, a ciśnienie nieco opadło, kiedy Harry uśmiechnął się do
dziewczyn. Nie mogąc dłużej znieść tej presji, blondyn wstał i wraz z Marthą odszedł.
- Czy to było takie
straszne? – zapytała z rozbawieniem, patrząc, jak chłopak przeciera sobie ręką
czoło.
- Nawet nie masz
pojęcia – odparł ze śmiechem, jednocześnie wypuszczając z ulgą powietrze. –
Może zatańczymy? – zaproponował, łapiąc jej ręce.
Wszystko szło nie po jego myśli. Nie chciał
tańczyć z Marthy teraz, bał się, że ktoś zaproponuje odbijany, jak to już miało
miejsce wcześniej, lecz w tej chwili nie miał wielkiego wyboru.
- Wszystko okay? –
zapytała blondynka, uważnie przyglądając się swemu towarzyszowi.
- Tak, tak! – odparł od
razu wymuszając uśmiech.
- Ta piosenka to
sprawka Nialla, prawda? – zapytała podejrzliwie.
- Nic mi o tym nie wiadomo
– skłamał, po chwili ciszy.
- No jasne.
Głos Taylor Swift wreszcie zamilkł, a w
głośnikach rozległ się dźwięk pianina, który Martha zaraz rozpoznała. Jej serce
od razu zaczęło bić szybciej i automatycznie zarzuciła ręce na szyję Liama,
kiedy puścił jej dłonie i chwytając jej talię przyciągnął bliżej siebie. Wtuliła
się w jego klatkę piersiową, powstrzymując łzy wzruszenia, które pojawiły się w
jej oczach, gdy tylko usłyszała „Like The Wind”. W pewnym momencie poczuła
jak jej stopy odrywają się od podłogi, a Liam unosi ją do góry, trzymając za
biodra. Doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić, ale zamiast tego trzymała
się kurczowo jego ramion, bojąc się, że spadnie.
- To nie ta piosenka,
Liam! – zawołała ze śmiechem.
- Wiem! – odkrzyknął i
widząc, że dziewczyna wcale nie ma zamiaru pomagać mu w udawaniu Patricka
Swayze, okręcił się kilka razy wokół własnej osi, po czym odstawił na ziemię.
- Wszyscy się na nas
gapią – poinformowała go, lekko się rozglądając. Jej zarumienione policzki i
uśmiech na twarzy sprawiał jednak, że Liam kompletnie nie przejmował się resztą
świata i tym, że cała sala patrzy na nich. Ważna była tylko ona i jej uśmiech.
Bal niewątpliwie się udał, o czym
świadczył smutek, jaki nosiła w sercu cała czwórka, kiedy opuszczali budynek. Annie
naprawdę musiała walczyć z samą sobą, by nie powiedzieć chłopcom, że nie bawi
się w ich podchody i żąda odwózki pod sam dom. Mimo ciepłej kurtki jaką na
sobie miała, nogi odpadały jej z zimna, mimo, że dopiero co wyszła na zewnątrz.
- Wiesz, Liam, my się
przejdziemy. – Niall zaczął odgrywać przed siostrą, umówioną scenkę.
- Na pewno? Jest zimno
– oparł blondyn, przez co Annie już otworzyła usta, zamierzając powiedzieć, iż
ich przekonał i wracają do samochodu. Zamknęła je jednak i tylko się
uśmiechnęła, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Tak. – potwierdził Horan.
Przybił sobie piątkę z przyjacielem i stanął obok, czekając na Annie. Szatynka cmoknęła
w policzek Marthę i mocno ją przytuliła, po czym uwiesiła się na szyi Liama,
gdyż inaczej nie zdołałaby sięgnąć do jego ucha.
- Odpadają mi nogi i
nie mam pojęcia, jak dojdę do domu. Zrobię to jednak, ale jeśli dowiem się, że
było to na marne, to zrobię ci krzywdę, obiecuję – wyszeptała, podczas gdy
Niall i Martha podejrzliwie na nich patrzyli.
- Okay, będę miał to
na uwadze – odparł ze śmiechem.
- Nie podoba mi się
to – poinformował blondyn.
Annie odsunęła się od przyjaciela,
po czym pomachała obojgu i wraz z Niallem ruszyli w stronę jej domu. Martha i
Liam wsiedli do samochodu i dopiero, kiedy ruszyli, Liam zdołał zebrać się na
odwagę.
- Nie masz ochoty
czegoś zjeść? – zapytał, patrząc uważnie na drogę. – Te przekąski nie były zbyt
pożywne.
- Chętnie, ale jeśli
Niall wróci przede mną, mama się wkurzy.
- Niall przed tobą
nie wróci. Odwożę go od Annie.
- Nie będzie u niej
długo.
- Będzie.
- Pani Eva nie
pozwoli.
- Pozwoliła – odparł
i dopiero po chwili zorientował się, że powiedział słowo za dużo.
- Czy wy sobie
wszystko ukartowaliście?! I jeszcze wmieszaliście to mamę Annie? Nie wierzę,
Annie by mi powiedziała! – Wybałuszyła oczy na blondyna, oczekując odpowiedzi.
- Annie dowiedziała
się jakieś dwadzieścia minut temu. Niall nie mógł jej przekonać do spaceru,
więc powiedział jej prawdę – odparł, rumieniąc się.
- Jesteście okropni! –
krzyknęła, wlepiając wzrok w widok za szybą, by ukryć szeroki uśmiech, jaki
pojawił się na jej twarzy.
- To jak, jedziemy
coś zjeść? – zapytał, przełykając nerwowo ślinę.
- Skoro już tak się
postarałeś...
Liam zerknął na nią i widząc jej
minę, również się uśmiechnął. Pokonali resztę drogi w milczeniu. Blondyn zaparkował
pod Vozar’s i uciekając przed zimnem, szybko weszli do restauracji. Rzadko tam
bywali, a już na pewno nie chodzili tam razem. Woleli iść do Juicy Jam czy
Sunrise Cafe i powygłupiać się z przyjaciółmi, jednak dziś, to miejsce wydawało
się najodpowiedniejsze. Zaraz pojawił się przy nich kelner i zaprowadził do
zarezerwowanego wcześniej przez Liama stolika. Usiedli i zaczęli przeglądać
menu, jednak żadne z nich nie potrafiło poskładać widniejących na karcie
literek w słowa. Oboje byli zbyt zdenerwowani, aż w końcu postanowili zamówić
spaghetti.
- Świece? – przerwała
ciszę Martha, przyglądając się stojącym między nimi, niewielkim czerwonym
świeczkom.
- Są porozstawiane
wszędzie – wytłumaczył szybko blondyn.
Dziewczyna rozejrzała się po opustoszałym
pomieszczeniu i pokiwała z udanym zrozumieniem głową, jednocześnie kryjąc uśmiech,
gdyż Liam najzwyczajniej w świecie kłamał.
- Tobie jest zawsze
zimno, to tak dla ocieplenia atmosfery – wytłumaczył się.
- Tylko mi nie zalej
sukienki winem, okay? – poprosiła ze śmiechem. Cała sytuacja przypominała jej
mocno randkę Annie i Nialla… spaghetti, świece…
- To nie ja mam na
nazwisko Horan. – Posłał jej wredny uśmieszek. – Poza tym nie wiedziałem, że
pijesz…
- Nie piję!
- Oczywiście…
następnym razem poproszę Nialla, żeby mnie przywiózł, zaspokoimy twoje
alkoholowe pociągi.
- Następnym razem?
- Na twoim balu?
- Na moim balu?!
- No chyba mi się zrewanżujesz?Martha prychnęła w odpowiedzi.
- Jeszcze mnie
będziesz błagała, żebym z tobą poszedł, zobaczysz.
Spędzili w restauracji dobrą godzinę,
świetnie się razem bawiąc. Oboje mieli nadzieję, że może to pierwszy krok, do
przeistoczenia ich przyjaźni w coś więcej, lecz ani Liam, ani Martha nie mieli
odwagi zrobić czegokolwiek wykraczającego poza przyjacielskie stosunki. W końcu
oboje opuścili budynek i pojechali pod dom Annie, gdzie musieli czekać na
Nialla dobre dziesięć minut, zanim wreszcie pożegnał się z szatynką. Wrócił szeroko
się uśmiechając i podał Marthcie bukiecik, który wcześniej zostawiła u
przyjaciółki. Siedząc w samochodzie, blondyn westchnął z politowaniem, zerkając
na Liama, za co ten spiorunował go spojrzeniem. Kiedy wrócili do domu, zostawił
Marthę i Liama samych, wykręcając się zmęczeniem i pobiegł do swojego pokoju,
wzrokiem wysyłając przyjacielowi niemą prośbę, by wreszcie odważył się wyznać
jego siostrze uczucia.
- Dziękuję, świetnie
się bawiłem – zaczął Liam, gdy Niall zniknął z ich pola widzenia.
- Ja też. Dziękuję,
że mnie zaprosiłeś.
Chłopak przez moment po prostu się w
nią wpatrywał. Z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi z radości zielonymi
oczami, wyglądała jeszcze piękniej, niż zwykle.
- Cała przyjemność po
mojej stronie. – Pochylił się nad nią i mocno ją przytulił. Trwali w tym
uścisku dłuższą chwilę, a Liam usilnie zastanawiał się, co zrobić. W końcu
jakaś niewytłumaczalna siła dodała mu odwagi i przechylił twarz tak, by mógł pocałować Marthę. Patrzyli
sobie głęboko w oczy i gdy jego usta dzieliło od warg blondynki zaledwie kilka
centymetrów, romantyczną chwilę przerwał pan Horan, pojawiając się w korytarzu.
- Cześć, Liam! –
zawołał do chłopaka. – Już wróciliście? Jak udała się impreza?
- Dziękujemy, dobrze - odparł, nieco zmieszany, natychmiast się prostując.
Pan Horan pokiwał głową, czując się
dziwnie niezręcznie i odszedł do kuchni.
- To do zobaczenia –
mruknął Liam i cmoknął Marthę w policzek. – Jeszcze raz, dzięki.
- Cześć. – Pomachała mu,
gdy chłopak opuszczał dom, a gdy już to zrobił oparła się plecami o drzwi, czując na ojca
nieopisaną złość, że akurat teraz musiał iść do kuchni. Po tak pięknym dniu,
nie potrafiła się jednak długo gniewać. Powąchała, trzymane w ręku róże,
przymykając przy tym oczy, a kiedy je otworzyła, ujrzała przed sobą
wpatrującego się w nią mężczyznę, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu
widząc córkę w takim stanie.
- Strasznie jestem zmęczona, pójdę już spać.
Dobranoc – powiedziała na jednym wydechu i nie czekając na odpowiedź, pobiegła
na górę.
nie umiem zebrać myśli, by napisać cokolwiek sensownego. to najpiękniejszy bal maturalny ever, i love you liam, i love you annie, i love you ania, i love you calgon, i love you world, i love youuuuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńjaki odważny liaś z tym kolankiem
OdpowiedzUsuńjak nie amanda, to jakaś kate, ja rozumiem, że liam jest mega atrakcyjny, ale baby LIAM IS MINE
OdpowiedzUsuńMiam przed calgonem jest jak: tysiące sytuacje do romantycznych pocałunków, ale NO WAY!
OdpowiedzUsuń